piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział III - I've had enough

PIOSENKA 

"Samotność. Najtrudniejsze w samotności są wieczory, kiedy zdajesz sobie sprawę, że kolejny dzień tracisz, nie mając dla kogo go wykorzystać".

Nie zajęło mi to dużo czasu. Wszystko było dosyć blisko więc po paru minutach znalazłam się na miejscu. Mężczyzna który pracował na straży przy bramie znał mnie już bardzo dobrze.
Przychodziłam tu tak często że po paru razach mówił już do mnie po imieniu i nie wypytywał się do kogo idę bo było to oczywiste.
Przywitałam się z nim najmilej jak potrafię i przekroczyłam wejście na cmentarz.
Wiem że to zabrzmi dziwnie ale znałam go już na pamięć. Z zamkniętymi oczami byłam w stanie odnaleźć miejsce do którego teraz podążałam. Miejsce do którego przychodziłam się poskarżyć o to że nikt mnie nie rozumie oraz że brak mi już sił. Teraz było tak samo.
Skręciłam w prawo, przeszłam jakieś 5 metrów a następnie po mojej lewej stronie ukazał się grób. Piękny, murowany z grafitu z tabliczką:

Zayn Javadd Malik 
urodzony 12.01.1993 r. zmarł śmiercią tragiczną 14.02.2013 r.

z dopiskiem:

"Kochani  nie umierają nigdy"

Mimowolnie po policzku spłynęła mi łza. Usiadłam na ławce która znajdowała się obok, zamknęłam oczy i zaczęłam się przysłuchiwać odgłosom szeleszczących nieopodal liści.
Byliśmy tylko my. Tak jak dawniej. Przez chwilę.
Wspomnienia wróciły, ale byłam silniejsza, zdołałam się uśmiechnąć sama do siebie jak głupia. Wyobraziłam sobie że siedzisz obok mnie, rozmawiamy i dajesz mi całusa w policzek.
Musiałam jednak obudzić się z krainy marzeń. Usłyszałam zbliżające się kroki i przerażał mnie fakt że może być to ktoś z rodziny lub znajomych.
Szczęście mi jednak dopisało i moim oczom ukazała się nieznana mi do tej pory dziewczyna.
Była średniego wzrostu, szczupła i miała długie, rozpuszczone, falowane brązowe włosy. Chociaż ... zaczęłam się zastanawiać. Wydawała się do kogoś podobna i nie taka obca.
Podeszła bliżej do nagrobku który znajdował się obok pochówku mojego chłopaka. Zaczęła się modlić a potem zamieniła w wazonie kwiaty na świeże.
Przyglądałam się dokładnie jej poczynaniom, i zaczęłam się zastanawiać czy nie przychodziła tu wcześniej.
Spojrzałam jednak na zegarek i stwierdziłam że jest już późne popołudnie i nie mam czasu zawracać sobie tym głowy. Zostawiłam list pod pod jednym z wazonów by nie ruszył go wiatr i ruszyłam w stronę wyjścia gdy usłyszałam za sobą cichy, melodyjny głos.
- Widać jak go kochasz i za nim tęsknisz.
Mimo wolnie się odwróciłam i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Słucham ? Skąd możesz to wiedzieć ?
- Bo przychodzę tu codziennie i za każdym razem cię widzę tutaj jak płaczesz i cierpisz. Po za tym słuchałam rozmowy mojego kuzyna ze swoją dziewczyną
Nie ukrywałam zdziwienia. Twierdziła że widziała mnie tu bardzo często kiedy ja, ją ani razu.
- W takim razie czemu ja nigdy nie zauważyłam ciebie ?
- Bo byłaś zbyt pogrążona w rozpaczy by zwrócić na mnie uwagę. - ten argument wydawał się racjonalny. Od jego śmierci nie widziałam oraz nie zdawałam sobie sprawy z wielu rzeczy które działy się wokół mnie.
- No tak. - przyznałam na głos. - Ej, mówiłaś że twój kuzyn rozmawiał o mnie ? - zapytałam, cofając się do jej słów.
- Tak. Bardzo często. A co ?
- Kogo miałaś na myśli ? - przychyliłam głowę na bok a ona spojrzała na mnie jak na wariatke.
- Justina Biebera. - to imię i nazwisko rozbrzmiało echem w mojej głowię i nie chciało się wydostać.
Nienawidziłam kolesia za to co robił z Seleną, ale ona była ślepo zakochana i w ogólnie nie chciała mnie słuchać bo uważała że jestem uprzedzona przez jakieś plotki. Można mi zażucić wiele ale w to że uwierze komuś obcemu który gada co mu ślina na język przyniesie to nie, więc w końcu odpuściłam i udawałam że wszystko jest ok.
Powracając do jednej z naszych rozmów zdałam sobie sprawe z oczywistej rzeczy.
- Ty jesteś Elanor Calder ! - wskazałam na nią palcem, śmiejąc się z własnej głupoty.
Moja przycjaciółka opowiadała mi kiedyś że jej rodzice zgineli w wypadku jak była mała a od tamte pory rodzice Justina wychowują ją jak swoją córkę, dzięki czemu on zyskał drugą siostre.
- Zgadza się - odparła a jej kąciki ust uniosły się ku górze. Wiedziałam że ten uśmiech jest znajomy. Czułam to.
- Miło cię poznać. - powiedziałam pochodząc do niej bliżej i podając rekę na co ona uczyniła to samo.
- Mi ciebie również. - gdy chciałam już coś dodać, przerwała mi. - Będą taka nie przywrócisz mu życia. Nie znałam go ale byłpy pewnie szcześliszy gdyby jego dziewczyna ułożyła sobie życie od nowa. Możesz się o to ze mną kłócić ale i tak mam rajce. Wiem coś o tym.
Nie miałam zamiaru. Z jej ust wydobywała się sama prawda. Współczułam jej bardzo tragedii która ją spotkała. Sama nie wiem co bym zrobiła na jej miesjcu. Wzbudziła we mnie ogromny szacunek ale nie wpłynęłam na moją decyzję. Niestety.
- Dzięki. - tylko tyle zdołałam odpowiedzieć. - Muszę już iść. Było miło cię poznać.
I zanim zdążyła mi odpowiedzieć, szybkim marszem skierowałam się do wyjścia by wcielić w życie mój plan ...

Kilka godzin później *Oczami Seleny*

Siedziałam u mojego chłopaka w domu. Byliśmy sami. Jego rodzice w pracy, Jazzy i Jaxon w przedszkolu, Eleanor poszła na cmentarz. Zostaliśmy tylko my, a ostanio zdarza się to coraz rzadziej.
Szykowaliśmy obiad w kuchni. Kolejny wymysł Justina...
Gdy poczęstunek był gotowy, wzięliśmy swoją porcję i udaliśmy się do jego pokoju. Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy konsumować. Tacy już byliśmy, byle nie przy stole.
Nie zabrakło oczywiście docinek, żartów, pocałunków. On jest wspaniały, wyjątkowy, dobry i romantyczny. Gdyby nie on, po depresji Vanessy, sama bym oszalała z samotności ...
Gdy skończylismy, położył mnie na łóżku i zaczął całować, zaczynając od czubka mojej głowy, po usta, szyję i ramiona. Zaczynało robić się coraz ciekawiej kiedy zadwonił mój telefon.
Oboje w tym samym czasie wydaliśmy z siebie ten sam dzwięk "ugh" mówiący "boże czemu akurat teraz?"
Chciałam wstać i odebrać gdy ręcę Justina wokół mojej tali mnie zatrzymały.
- Kochanie muszę odebrać. - powiedziałam smutno.
- Nie musisz. -  odparł swoim uwodzicielskim głosem. Na co przewróciłam czami.
- A co jeśli to coś ważnego ? - popatrzyłam na niego wzrokiem "po tem ty bierzesz wszystko na swoją odpowiedzialność" co go przekonało i postanowił mi dać wolną wolę.
Wstałam szybko i podeszłam do pułki na której znajdował się mój iphone. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie chłopaka z napisem "Louis".
Uśmiechnęłam się mimowolnie, pod nosem. Był świetnym kolegom. Najlepszym przyjacielem Zayna. Wesoły, żartowniś, optymista.. po śmierci kumpla zamknięty w sobie ale nadal nie pokonujący w tym samej Van która biła rekordy wszystkiego.
Podniosłam sprzęt, przeciągnełam kciukiem po ekranie i przyłożyłam do ucha.
- No co tam ? Stęskniłeś się ? - zaśmiałam się do słuchawki, puszczając przy tym oczko Justinowi.
Uwielbiałam go denerowować, i te momenty kiedy był o mnie zazdrosny. Komedia, jak dla mnie bo nikt oprócz niego się dla mnie nie liczył.
Wracając do tego co chciał mi powiedzieć chłopak skupiłam całą swoją uwagę na jego słowach i od razu posmutniałam. Był poważny, jak nigdy. Ostatnio tak mówił na pogrzebie naszego przyjaciela. Teraz też nie miał dla mnie dobrych wiadomości ...

___________________________________________________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM... NIE WIEM CO MOGĘ JESZCZE POWIEDZIEĆ ;C
MOŻECIE MNIE ZNIENAWIDZIĆ ALE NA SERIO NIE MIAŁAM CZASU... JUŻ TYLE CZEKACIE ŻE PISAŁAM TO TAK SZYBKO ŻE AŻ BEZNADZIEJNE Z TEGO WSZYSTKIEGO ...
PRZEPRASZAM .... WYBACZCIE !