środa, 16 października 2013

Rozdział VIII - "What? Is it Joke?"

Stałam jeszcze chwilę, sama, czując jedynie powiew wiatru we włosach. Mogłam się spóźnić, na zajęcia ale nie przejęłam się tym, zresztą jak zwyklę, więc wolnym krokiem ruszyłam do miejsca moich tortur. Choć Selena, powiedziała mi wiele słów, którymi powinnam się przejąć choć w najmniejszym stopniu, lub zaprzątać sobie nimi głowę, to tak wcale nie było.
Moje myśli, skupiły się tylko na jednym pytaniu. Czemu mnie nie odwiedzili? Musiałam się tego dowiedzieć, choć miało to oznaczać, że z własnej woli muszę podejść do mojej kochanej przyjaciółeczki i zadać je jeszcze raz, a potem nawet setki razy, do póki mi tego nie zdradzi.
Gdy, znalazłam się w budynku, zaczęłam się oglądać w każdą stronę w poszukiwaniu Seleny. Nie zajęło mi to długo czasu, bo mój wzrok wychaczył ją stojąca z książkami obok swojej szafki, która skolei sąsiadowała z moją. Od razu podążyłam w tamtym kierunku, powtarząjąc sobie w głowię, jak zadać to pytanie by ją nie zrazić, ponownie do swojej osoby. Musiałam to rozegrać na spokojnie, bez nerwów i oschłości, ale mój temperament wcale mi tego nie gwarantował.
Gdy znalazłam się, w wystarczającej odległości, by mogła mnie usłyszeć, rzuciłam:
- Dlaczego żadne, z was do mnie nie przyszło?
Słysząc mój głos, skierowała głowę w moją stronę, by potem móc powiedzieć, swoją zwykłą gatkę
- A, ty znowu tylko o sobie. - westchnęła.
- Wcale, nie. - zaprzeczyłam. - Chcę, tylko dowiedzieć się, czemu najlepsi przyjaciele porzucili mnie w momencie kiedy ich najbardziej potrzebowałam?
- Nic takiego nie miało miejsca, ok? - zapytała, już wyraźnie wściekła. - Gdy, tylko zniknęłaś, wszyscy Cię szukaliśmy, a po tym jak trafiłaś do szpitala poszliśmy Cię odwiedzić, ale lekarz stwierdził że to za szybko po takim wypadku i musieliśmy sobie pójść. Teraz dasz mi spokój? - zapytała, tak jakby ta odpowiedź miała mnie satysfakcjonować. O nie.
- Nie. - odpowiedziałam krótko. - W takim razie, czemu nie zrobiliście tego później? Kiedy była już taka możliwość?
- Wtedy, wypadły pewne komplikację. - od razu posmutniała na tą myśl.
- Jakie znowu komplikację? - zapytałam zaskoczona, a ona spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Ty udujasz, czy serio nic nie wiesz? - naglę rozmowa ze mną okazała się ciekawsza, bo porzuciała swoją dotychczasowa czynność i skupiła całą swoją uwagę na mnie. - Od kiedy chodzisz znowu do szkoły?
- Do jasnej, cholery nie zmieniaj tematu, dobrze? - podniosłam głos, bo zaczęło mnie to już denerwować, przez co parę osób które właśnie przechodziło spojrzało na nas. Pewnie jeszcze dzisiaj, usłyszę ciekawe plotki. Jebać ich.
- Nie zmieniam, po prostu spytałam, bo cała szkoła o tym gada, a Ty nawet nie zauważyłaś że Aschley jest nie obecna, a przecież zawsze wchodziła Ci w drogę. Nie pamiętasz?
Miała racja, ta idiotka wkurzała mnie na każdym kroku. Swoim wyglądem, zachowaniem, wszystkim. Dopiero teraz, po słowach Seleny uświadomiłam sobie, że jej nie ma. Nie widziałam jej w szkole od kiedy sama wróciłam, czyli jakieś 3 tygodnie.
- Co ona ma z tym wspólnego, i czemu jej nie ma? - to nie dawało, mi spokoju. Bałam się, że tak wcale nie chcę znać odpowiedzi, bo jaka by nie była z pewnością była przerażająca zarówno dla mnie jak i Sel. Po jej minie wywnioskowałam, że to nie było nic dobrego, a temat ten ją brzydzi z jakiegoś powodu. Mimo to, przełamała się i zaczęła mówić:
- Jakieś, parę tygodni przed twoją próbą samobójczą, była impreza. Nikt Ci nic nie mówił, bo stwierdzili, że i tak nie przyjdziesz. - od razu usprawiedliwiając organizatorów. Ale mieli rację, i tak bym się nie pojawiła. - Było to w domu u Aschley, bo jej rodzice znowu wyjechali i zostawili jej cały dom, pod opieką. Poszłam tam bo Justin był zaproszony i się uparł, a nie chciałam go tam puszczać samego bo nie ufam tej żmiji, ale nie ważne. Do rzeczy. - i wtedy przeszła do ciekawszej części. - Był tam też Harry. Nieźle się najebał, tak samo jak ta platynowa blondyneczka. Rozmawiali ze sobą przy basenie, a potem naglę zniknęli i nikt ich już po tem nie widział. Następnego dnia spotkaliśmy się w parku, i wtedy Harry przyznał się, że poszli razem do łóżka, ale tego żałuję, bo tak na prawdę nie wiedział co robi. - Moje usta uformowały się w wielką literę "O". Nie mogłam w to uwierzyć, ten Harry Styles, który podrywał mnie za każdym razem kiedy przychodził do mojego brata i ten sam który tak nie znosił tej laski, przespał się z nią, bo wypił jednego drinka za dużo? Jezu, tyle mnie ominęło. Wszystko się zmieniło.
- Wszystko byłoby ok, i każdy zapomniałby o tej sprawie, bo sama ona sobie tego zażyczyła, gdyby nie jeden fakt. - przerwała, i spojrzała się na mnie, by upewnić, się czy chcę się jednak tego dowiedzieć. Widząc że czekam, by kontynowała, dokończyła - że Aschley, zaszła w ciąże. - a potem spuściła wzrok.
Jeśli wtedy byłam w szoku, to nie miałam pojęcia, jak ten stan się nazywa. To była istna paranoja. Jakaś klątwa. Brakowało mi słów, by wyrazić to co czułam.
- Dlatego nie mogliśmy przyjść. - dodała. - Ojciec Harrego, nieźle się wkurzył i wyrzucił go z domu. Moi rodzice, Dan, Justina, czy nawet Louisa, nie chcieli go przyjąć pod swój dach, bo w każdym, z tych domów są młode dziewczyny i obawiali się że, im też zrobi dziecko. Musieliśmy, więc szukać mu jakiego mieszkania. Przepraszam.
Tego się nie spodziewałam, nawet w swoim największym koszmarze. Harry był za przeproszeniem w gównie. Jedna noc, całkowicie odmieniła jego życie, tak samo jak i moję. Nie rozmawiałam z nim, od bardzo dawa, nie miałam pojęcia co się u niego dzieję, bo nawet nie raczyłam zauważyć, że od dłuższego czasu nie jest już stałym gościem w naszym domu, a Liam który udawał obrażonego, też nic mi nie powiedział. Nie miałam czasu, się dłużej zastanawiać kto tu jest winny, na kogo powinnam być zła i wyrzucić całą moją złość, bo właśnie zadwonił dzwonek na lecję, a uczniowie zaczęli się żegnać między sobą i skierowali się do swoich klas. Nawet Selena, która nie obdarzyła mnie ani jednym spojrzeniem, poleciała jak na zawołanie, na zajęcia pani Tanner z biologi. Tylko nie ja. Na korytarzu robiło się coraz bardziej cicho, aż głosy całkowicię zniknęły i wokół nie było żadnej żywej duszy. Mimo to, ja stałam wciąż przy swojej szafce, słuchając bicia swojego serca. Miałam plan. Chciałam powiedzieć temu wariatowi, że ma mnie, że jestem z nim, mimo wszystko, mimo jego problemów, mimo tego co mówią inni. On zawsze będzie, tym słodkim chłopakiem w loczkach z dołeczkami z którym kłóciłam się od podstawówki, kto jest lepszy z matmy, i o to czyja kolej do łazienki, czy o zwykłą nuttele do chleba. Kochałam go jak, drugiego brata. Nie chciałam by był sam, bo znałam to uczucie i zdecydowanie należało do najgorszych na świecie.
Postanowiłam, że przejdę się na naszą uczelnie, nie chciałam zawracać sobie głowy, że Liam mnie zobaczy i doniesie rodzicom że byłam na wagarach, a byłam tego pewna bo chodził z Harrym, na te same zajęcia byli kumplami i nie odstępowali się na krok, a co do tego drugiego, bo po prostu, już nie zachowuję się jak mój dawny brat, nie liczy się z tym co mam do powodzenia, tylko rani, na każdy z możliwych sposobów.
Chciałam, zamknąć szafkę, która z jakiś dziwnych powodów była otwarta, bo nie przypominałam sobie, bym ją w ogóle otwierała, ale coś mnie powstrzymało. Na samym wierzchu, leżała biała koperta, zaadresowana do mnie, zaskoczona wzięłam ją do ręki i spojrzałam na napis:

"Dla Vani."

Kurwa. Wtedy przestało to być zabawne. Istniała, tylko jedna osoba która mnie tak nazywała, i ta sama osoba, nie żyła od paru mięsięcy. Czułam, jakby moje sercę stanęło, a potem przyśpieszyło i rozwalało mnie na milon kawałków od środka.
Bez wachania, otworzyłam i wyciągnęłam zawartość. Tak jak ostatnio była to biała, kartka, której treść brzmiała następująco:

"Hej, skarbie!
Wyda, Ci się to bardzo dziwne, ale któregoś dnia, słysząc wiadomość, której nigdy w całym swoim życiu nie chciałem słyszeć, zacząłem wspominać, wszystkie najlepsze chwilę które przeżyłem. Po chwili się zorietnowałem, że w każdej z nich brałaś swój udział. To cudowne, jak jedna osoba, niespodziewanie może odmienić twoje życie. Ja nie żałuję niczego, bo dzięki tobie jestem/byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Każdego dnia budziłem się z uśmiechem na ustach, bo miałem dla kogo wstawać, kształcić się, przeżyć każdy dzień po kolei. Przetrwać. Dajesz/Dawałaś mi ogromną ilość energi, by pokonać każde przeciwności losów, które napotykałem, byle tylko nie zburzyły mojego szczęścia obok Ciebie. To jest niesamowite. Od początku Cię kochałem, ale definicję miłości poznałem o wiele później i musiało się wydarzyć, coś na prawdę strasznego bym pojął całkowite, znaczenie tego słowa. Za to Ci dziękuję. Jesteś/Byłaś moim światłem w tunelu, gwiazdą na niebie, moim słońcem, moją księżniczką i chociaż bym chciał napisać teraz; Jesteś, moja, tylko moja i nie będziesz nikogo więcej. Nie mogę. Nie potrafię żyć, taką złudną nadzieją. Marzenie które kiedyś wydawało się oczywiste, jest teraz nikłe na spełenienie. Nie doczekam tego i to boli, jak cholera. Chcę jedynie, żebyś była szczęśliwa, po tym co się stanie, nie przestała żyć i walczyć, bo mimo tego że mnie nie ma ja widzę i czuję wszystko. Kocham Cię.
Twój Zayn."

Moje oczy zapełniły się łzami, przez co straciłam ostrość widzenia. Oparłam się o szafkę, bo myślałam że zemdleje po czym zjechałam w dół, lodując pośladkami na ziemi. Oparta łokciami o kolana, wypuściłam z siebie wszystkie emocję i zaczęłam płakać. Nie robiłam tego od kiedy wyszłam z wariatkowa, ale kto by się znowu nie załamał po przeczytaniu czego takiego? Zadawałam sobie w kółko pytanie. O co mu chodziło? Skąd te smutne myśli? I w jaki sposób ten list znalazł się w moje szafcę? Tyle pytań, na które nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
Po paru, minutach w końcu się uspokoiłam, schowałam list do torby i podpierając się rękoma wstałam o własnych siłach. Kątem oka spojrzałam na szafkę. Moje sercę dosłownie stanęło. Chwilę wcześniej nie było na niej nic, a teraz na granatowych drzwiczkach widniał czerwony napis:

"PS. Niall wydaję się spoko gościem, bądź dla niego milsza."

Jeśli wtedy, byłam roztrzęsiona i załamana to co miałam powiedzieć teraz? Zatkało mnie, zaczęłam się oglądać wszędzie w poszukiwaniu jakieś osoby, która zrobiła sobie taki głupi żart. Był tylko był jeden problem, który wykluczał taką możliwość. Ja siedziałam z boku, nie możliwe było żeby ktoś przyszedł, napisał to i poszedł skoro znajdowałam się obok własnej szafki. Potem stwierdziłam, że to moja wyobraźnia plata i mi figlę, a tego w rzeczywistości w ogóle nie ma. Upewniając się w tej kwesti, podeszłam bliżej i dotknęłam, jak wtedy myślałam czystej szafki, ale jednak nie. To było wymalowane na serio i co gorsza to nie była farba. To była krew.
Czy mogę już przewinnąc ten horror do końca?

____________________________________________________________

PS. nie spawdzone, bo nie mam siły, dopiero wróciłam z gór i jestem padnięta kochani.
co do ostatniego rozdziału, wiem że nie dodawałam długo, ale serio nie musieliście mnie aż tak karać, mam tylko nadzieję że teraz będzie co raz lepiej, bo fabuła się rozwija. ebughbbrfujvihug
Już, wiadomo czemu przyjaciele ją zawiedli nooo i o przykrej sytuacji Harrego, biedny ;c
Mogę wam teraz zdradzić, że w następnym rozdziale poznacie Taylor :)
Która, zaskoczy już od pierwszego spotkania i wyjdzie (bynajmniej planuję) pewien sekret, ale jak nie w 9, to już na pewno w 10 musi się wydać xDD

Do następnego,czyli 25.10 dopiero kochani bo dużo sprawdzianów w następnym tygodniu ;/
KOCHAM WAS <33
ale komentujcie bo to bardzo motywuję, i jakby było ich więcej to i rozdiały pojawiałyby się częściej. :)
 


wtorek, 24 września 2013

Rozdział VII - "Mental hospital"


Nie wiem, co mogę wam napisać, żebyście mi wybaczyli. Ostatni post z 1 czerwca loool. Pod koniec roku poprawki, w wakację też zero czasu. NIC. Mam nadzieję że mi wybaczycie. Tak wg to stwierdziłam że ta przerwa dobrze mi zrobiła, soooł jest dobrze.
Niestety jestem w 2 LO, czyli najtrudniejszej klasie. Wierzcie mi bo w 3 są już tylko powtórki.
Nie oczekujcię więc rodziałów regularnie bo z pewnością tak nie będzie. Sorry, ale na pocieszanie wam powiem że was KOCHAM <33
Mam nadzieję że mimo tego wy, mnie również ;** 

_________________________________________________________________________

"Nap­rawdę myślałam, że o nim za­pom­niałam. Ale to po pros­tu uza­leżnienie. Już wy­daje ci się, że jes­teś wol­ny od nałogu, ale w pew­nej chwi­li wyg­rze­bujesz z kosza na śmieci faj­ki i wy­palasz całą paczkę... Tak... tak właśnie wygląda to, jak usiłuję się z niego wyleczyć."

To był ciężki dzień, zresztą jak każdy z wielu. Nie pamiętam kiedy ostatnio obudziłam się wypoczęta. Nawet jak leżałam w szpitalu czułam się jak wrak człowieka, ale nic w tym dziwnego. Nie byłam tam bo miałam grypę, ale zdecydowanie wylądowałam tam z własnej woli, po mojej nie udanej próbie samobójczej.
Wszystko układało się świetnie czas, miejsce. Dokładnie to rozpracowałam. Nie przewidziałam tylko jednego, najmniej niespodziewanego aspektu. Jakich kolwiek przechodniów. To miejsce było opuszczone, nikt się tam nie zapuszczał. Nikt, oprócz mnie i Zayn kiedy jeszcze żył. Zresztą nie ma to teraz żadnego znaczenia. Nie wyszło i wcale tak nie jest że próbowałam po tym incydencie dokonać tego jeszcze raz, tym razem z innym skutkiem. Mogę jasno powiedzieć, że zawdzięczam to moim kochanym rodzicom i starszemu bratu Liamowi. Czy to jak bardzo mnie wkurwiają będzie przesadą? Sądze że nie.
Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojej matki, kiedy otworzyłam oczy po przepudzeniu w tym obskurnym pokoju na odziale intensywnej terapii. Patrzyła na mnie z taką litością, jednoszcześnie powagą i żalem, jakby się zawiodła na własnej córcę. Każda matka ma to chyba wrodzone. Ja nie pragnęłam tego zobaczyć u swojej. Tym bardziej kiedy sama byłam jej powodem. Nie wiem co zabolało bardziej to czy jej pierwsze słówa wypowiedziane w moim kierunku.

- Mogłaś umrzeć. Przez chwilę myślałam że tak się stanie. Mogłam stracić córkę, bo jesteś pieprzoną egoistką i myślisz tylko o sobie. Nie liczysz się z uczuciami innych. - i po tych słówach, cała zapłakana wyszła z pokoju, a wraz tym jak oniemiała odporowadziłam ją wzrokiem, podążył za nią mój ojciec.
Odwróciłam wtedy głowę, w stronę okna i zobaczyłam go. Mojego brata. Kochanego w swoim czasie, bo co by nie było on był zawsze przy mnie. Stał do mnie plecami, patrząc przez okno jakby działo się tam coś ciekawego. Nie miałam pojęcia co chodzi po jego głowię, ale wtedy oddałabym wszystko, by się tego dowiedzieć. Po paru sekundach które wydawać się trwały wiecznie, odwrócił się z moją stronę. 
Myślałam, że zacznie się śmiać, żartować ze mnie, jaka to byłam głupia, ale nie. Wręcz przeciwnie stał cicho, jak posąg, a jedyne co świadczyło że oddcyha to bicie jego serca, które słyszałam z drugiego końca pokoju, ale nie to było najgorsze, tylko czerwone spojówki od płaczu, przeraźliwego płaczu jak na niego. Jeśli on płakał, to znaczyło już tylko o jednym. Przejebałam. Jakby to nie brzmiało, tak właśnie było. I jedyne czego pragnęłam to żeby przestał wydzierać mi dziurę w głowię, a mnie pochłonęła ciemność, na zawsze.
- Błagam, nie patrz tak na mnie, bo tego nie ziosę. - ale nie zaaregował, kompletnie jakby był głuchy na moje słowa. - Proszę. - dodałam, po czym się ruszył i podszedł do mojego łóżka, usiadł na jego skraju a z jego ust wypłynęły jak potok, miłe jak i bolesne słówa.
- Kiedy miałem prawie 3 lata, nic nie rozumiałem. Byłam w końcu małym kurduplem, któremy nikt nic nie mówił, bo sam jeszcze tej umiejętności nie opracowałem. Pewnego dnia przyszła do mnie nasza mama i powiedziała, że z moim nowym tatusiem spodziewa się dziecka i będę miał rodzeństwo. - po tym wstępie w moich oczach nagromadziły się łzy, mimo to nie przerywałam mu a on kontynuował. - Spojrzałem tak na nią i spytałem się "Jak to? Gdzie ono jest?" a ona na to "Tutaj skarbie" i pokazała na swój brzuch. Dotknąłem wtedy to miejsce i bardzo delikatnie pogłaskałem bo bałem się że mogę zrobić ci krzywdę. I wtedy jej odpowiedziałem "Mamusiu, zamów dziewczynkę, bo chcę siostrzyczkę". Zaczęła się ze mnie śmiać, przytuliła i odparła "Kochanie, postaram się co w mojej mocy, ale Bóg nie zawsze spełnia nasze prośby." Ja wtedy uważałem, że jak bardzo się czegoś pragnię, on to spełnia. Wystarczy jeśli to płynie z głębi serca, a w moim przypadku tak było. Kiedy więc się urodziłaś, skakałem po całej sali szpitalnej ze szczęścia, dokładnie w tym samym szpitalu co teraz jesteśmy teraz. Nikt nie mógł mnie wtedy uspokoić. - zaczął się uśmiechać pod nosem, na te wspomnienia, mi jednak coraz bardziej zaczęły zbierać się łzy. - Wróciliśmy do domu i nikomu nie pozwalałem się do ciebie zbliżać, byłaś dla mnie młodszą siostrzyczką i co z tego że miałem 3 lata, chciałem się tobą opiekować, chronić. - zrobił dużą pauzę, jakby nad czymś myślał, a potem znowu zaczął mówić. - Kolejne 3 lata później, kiedy miałem 6 lat, chodziłem do szkółki parafialnej przy kościele. W jeden wieczór ksiądz powiedział, że dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Dzień życzeń. Szło się do kapliczki i można było prosić o jedną rzecz, wypływająca z głębi serca. Bóg słucha nas zawsze, ale wtedy było inaczej. Czym prędzej tam pobiegłem, pomodliłem się i poprosiłem go o coś. Byłam wtedy tak podekscytowany, że mama nie wiedziała co się ze mną dzieje. Wytłumaczyłem jej to jednym, prostym zdaniem, "Przekonasz się, bo marzenia się spełniają". Przytaknęła i zostawiła tą sprawę tak jak jest. A ja? Latałem codziennie do kościoła, przypominając Bogu o naszej małej umowię. Robiłem to każdego ranka. Do wczoraj. - i wtedy pękł. Zaczął płakać. Pierwszy raz na oczy widziałam, jak mój twardy, silny brat płaczę. Otworzyłam szeroko oczy i chciałam dotknąć jego dłoni kiedy ten naglę ją odsunął i wstał z mojego łóżka.
- Nie dotykaj mnie. - odparł ostrzegawczym tonem. To mnie przeraziło, już nie na żarty. Nie wiedziałam co powiedzieć, ani jak sie zachować, żeby nie pogorszyć zaistniałej sytuacji. - Wczoraj, dałaś dowód na słowa naszej mamy. Że Bóg nie zawsze wysłuchuję naszych próśb, choć bardzo go o to błagamy nie wszystko jest nam dane. Moja życzenie sprzed 18 lat legło w gruzach, wraz z moją siostrą którą kiedyś miałem. Dziękuję ci za to. Dziękuję Ci że pomogłaś mi uświadomić sobie coś tak bardzo oczywistego. - ostatnie słowa, wymawiał już z ogromną trudnością. - Już nigdy więcej nie popełnie tego samego błędu. - i tak jak moi rodzice parę chwil wcześniej, wyszedł nie oglądając się za siebie, a ja zostałam sama. Pierwszy raz zaczęłam odczuwać prawdziwą samotność. Jeśli strata Zayna była dla mnie ogromną tragedią, to co się stanie ze mną teraz? Nie myślałam o tym długo, bo od razu, skulona opadłam na poduszkę i oddałam się otępieniu.


Wspomnienie tego dnia, z dnia na dzień działały na mnie coraz gorzej. Rzadziej się uśmiechałam, rozmawiałam z własną rodziną. Powodem tego nie był, brak czasu bo mieliśmy go nad to, ale napięta atmosfera i brak tematów, mimo że od nia wypadku minęło parę mięsiecy.
Liam od dnia kiedy trzasnął za sobą szpitalnymi drzwiami, nie zamienił ze mną więcej słów niż głupie "Cześć" na powitanie czy pożegnanie. Nawet kiedy wyjeżdżał na tydzień na jakieś rozgrywki nie pofatygował się by przyjść do mnie i mnie przytulić, czy co kolwiek. Zrobił to w wielkiej tajemnicy, zresztą jak każde inne rzeczy. Jedynie moja mama, mnie wspierała i dodawała otuchy. Nie mogła jednak nic zrobić z moim nowym nałogiem o którym nie miała zielonego pojęcia, alkocholem i narkotykami. Tak zaczęłam pić i brać, by zapomnieć. Zapomnieć o wielu nie przespanych nocach, sukach z mojej szkoły które obrabiały mi dupę za plecami, o fałszywych przyjacielach którzy o mnie zapomnieli, o Zaynie, o wyrazie twarzy mojej matki i brata. Tak bardzo bym chciała wymazać te obrazy z pamięci, jak za pstryknięciem palca. Nie było to możliwe, a jedyne ukojenie przynosiły mi używki. Rzeczy, na które ponad rok temu spojrzałabym z obrzydzeniem i zastanawiała się jak ludzie w ogóle mogą to brać. Hah, coż za ironia losu. Prawda?
Ja taka spokojna, dobrze wychowana kujonka z małego miasteczka, zaczęłam się oddawać małym uciechom. Suka? Możliwe. Już dawno przestało mnie interesować zdanie innych. Tak długo jak przestało boleć mnie odejście Zayna. Czyli mniej więcej od czasu kiedy wróciłam do domu z wariatkowa, gdzie zamknęła mnie rodzina zaraz po opuszczeniu szpitala. I tak, właśnie tam nauczyłam się tego wszystkiego. Bycia, niegrzeczną, wyzywającą, rozwiązłą dziewczynką bez manier, wiary, przyjaciół, zamiast z tego mnóstwem pustych puszek po piwie, niedopałek po papierosach, szlugach i co tam jeszcze się po drodzę pojawiło. Nie żałowałam. Tak było mi zdecydowanie lepiej. Nie musiałam się nikomu tłumaczyć. Wracałam późno, jadłam mało przez co wpadłam w anoreksję, zmieniłam się o 360 stopni. Nikt nie zapytał "Dlaczego?" ani nie powiedział "Nie rób tego", wyczuwałam więc, że mam na to pozwolenie od wszystkich ze społeczeństwa.
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mamy, za moimi drzwiami.
- Vannesa, pośpiesz się bo się spóźnisz do szkoły. Śniadanie na ciebie czeka. - jejku tylko nie to, pomyślałam. Szkoła była ostatnim miejscem gdzie chciałabym pójść, ale zmuszała mnie do tego siła wyższa. Pierwszy powód, była obowiązkowa. Drugi, musiałam udawać przed rodziną że się zmieniam, na lepsze oczywiście, a po za tym to było miejsce schadzek wielu dilerów, więc zawsze mogłam skołować sobie jakąś działkę. Opornie wstałam z łużka i powędrowałam do mojej szafki z ubraniami. Wzięłam czarne rurki, koszulkę z Nirvany no i jasna sprawa, bieliznę. Skierowałam się w stronę łazienki, biorąc pod drodze niezbędne kosmetyki. Przemyłam swoją zmęczoną twarz, założyłam ciuchy, związałam włosy na mój ulubiony sposób, czyli w niedbałego koka, po czym przejechałam tuszem po moich rzęsach, a usta nawilżyłam pomadką. Spoglądając na zegarek uświadomiłam sobie że zajęło mi to jedynie 10 minut. Byłam świetna. Wychodząc z pokoju wzięłam do ręki moją torbę z książkami i zbiegłam po schodach do kuchni gdzie byli już wszyscy domownicy i ona .... Selena. Co ona tu robi? Uśmiechała sie do mnie, jak porcelanowa laleczka. Byłam w niemałym szoku, bo nie utrzymywałyśmy kontaktu, więc wyczułam podstęp, mojej kochanej mamusi.
- Czeeeść. - przeciągnęłam, jakby miało mi to dać czas, na szybką ewakuację.
- Dobrze, skarbie już że zeszłaś. Patrz jaką cudowną niespodziankę zrobiła Ci Selena. Prawda? Pójdziecie razem do szkoły i będzie jak za dawnych czasów. - o jej, mój tato jednak umie składać złożone zdania. Szok. Wiem, wyda wam się to w ogólne dziwne, że tu jest skoro roztał się z moją mamą i mieszka z nową kobietą, no ale coż po wydarzeniach ostatnich mięsiecy, poświęca się i stara się nas odwiedzać jak najczęściej.
- Taaa, jasne. - odparłam, byle tylko nie zadawali mi więcej pytań, po czym nie patrząc na to co robię podeszłam do lodówki by wyciągnąć sobie mleko, wpadając przy okazji na kogoś. Od razu na tym skupiłam całą swoją uwagę i spojrzałam w górę. To był Liam. No tak, oboje nigdy nie patrzyliśmy gdzie idziemy i często nam się zdażały takie wypadki, ale zawsze po nich wybuchaliśmy śmiechem, on mnie całował w czoło i zanim zdążyłam coś powiedzieć, mówił: "Nie ma sprawy". Teraz jest jednak zupełnie inaczej.
- Prze.... Przepraszam. - zaczęłam się jąkać. No tak, wraz z naszym dystansem, wypowiedzenie jakiego kol wiek słowa, wypływające z ust któregoś z nas nie było już tak łatwe. Byliśmy dla siebie jak obcy. Dlatego stoczyłam się na samo dno, bo to tak bardzo bolało.
On nie od powiedział jednak nic, prychnął tylko pod nosem wymijając mnie, wziął plecak z krzesła i wyszedł z domu trzaskając nimi. A mi przed oczami pojawił się kolejny obraz z tego przeklętego dnia.

Liam wszedł szybko do mojej sali, jak oparzony. Moje oczy zaczęły święcić ze szczęścia, z nadzieją że żałuję tego co powiedział i chcę wszystko wycofać.
- Przepraszam, że Ci przeszkadzam, pani wielce pokrzywdzona, ale zapomniałem ci to oddać. - po czym rzucił tym czymś w moją stronę, a ja automatycznie złapałam to w swoje małe dłonie.
Była to wyhaftowana bransoletka, w jego ulubionych kolorach z napisem *Kocham cię. Van.*
Sama mu, ją zrobiłam i podarowałam. Miałam taką samą, którą otrzymałam od niego tego samego dnia tylko, że z napisem *Kocham cię. Liam.* Ludzie mogli pomyśleć, że jestem cholerną beksą, ale nigdy nie chciało mi się tak płakać jak w tamtym momencie. 
To była pamiątka, mieliśmy to nosić do końca naszego życia. Nie zdejmowaliśmy tego nawet w nocy, kiedy kładliśmy się spać. To był znak, jak wielką miłością się darzymy. A on? On naglę przychodzi i rzuca mi to prosto w twarz, jakby to nigdy, nie miało żadnej wartości.
- Weź to, już tego nie chcę i nie potrzebuję. - wytłumaczył. Od razu spojrzałam na swój nadgarstek, gdzie znajdowała się jej druga część. Widząc to, dodał. - I nie musisz mi zwracać swojej, bo jej też nie pragnę posiadać. Nie mają one już dla mnie żadnej wartości. - i po tych słowach, kolejny raz wyszedł z przeklętego pomieszczenia trzaskając tymi pierdolonymi drzwiami.

Czy ludzie na prawdę nie wiedzą że drzwi można zamykać inaczej? Pieprze to i całe swoje życie.
Wiedziałam że oczy wszystkich skierowane są w naszą stronę. Mama i tata, wiedzieli o zaistniałej sytuacji, widząc więc to, zobaczyłam w ich oczach rezygnację. Nie mieli już do nas siły i wcale się nie dziwiłam, mi jej samej brakowało. Stella oczywiście nie zdająca sobie z tego sprawy siedziała przy stole i malowało, lecz Selena, otępiała z szoku. Jej wzrok krzyczał "O, nie jest gorzej niż sądziłam". Nawet nie wiesz jak, pomyślałam, bo kiedy cię potrzebowałam Ciebie, przy mnie nie było szmato. Co za hipokrytka.
- Kochanie zjesz coś? - odezwała się mama. Moje oczy powędrowały w jej stronę, ale nic oprócz zainteresowanie nie znalazłam, więc odparłam
- Nie, dziękuję, nie jestem głodna. - i tak jak mój braciszek opuściłam dom, tylko z tym że zrobiłam to wiele ciszej.
Od razu poczułam poranny, podmuch wiatru. Pogoda nie była piękna, była lekka mżawka, ale na nasze miasteczko było to normalne. Nic w tym dziwnego. Wszyscy zawsze na to nażekali, ale ja nie. Taka pogoda idealnie odwzierciedlała mój nastrój. Taka przygnębiająca, smutna. Dla ludzi takich jak ja idealna.
Wolnym krokiem ruszyłam w stronę szkoły. Pokonałam może z parę metrów kiedy poczułam że ktoś za mna idzie. Odwróciłam się za siebie i ujrzałam moja byłą przyjaciółkę. Stanęłam i wzrokiem który mógłby zabijać, zapytałam.
- Czemu za mną łazisz? - mój głos, zabrzmiał ciszej niż planowałam.
- Może cię, to zdziwi, ale chodzę do szkoły. - spojrzała na mnie jak na idiotkę, i dodała. - aaaa i żeby było jeszcze ciekawiej, chodzę do tej samej co ty i mamy razem angielski i biologię. - uśmiechnęła się sztucznie.
- Nie ważne. - poddałam się i ruszyłam dalej. Tym razem kroczyła, obok mnie, a po jej zachowaniu stwierdziłam że toczy ze sobą wewnętrzną walkę.
- Dobra, móc to co chcesz powiedzieć i miejmy to za sobą. - wysyczałam przez zęby. Obróciła głowę w moją stronę i przyznałam punkt dla siebie. Miałam rację. Za dobrze ją znałam, Za dużo razem spędzonych lat.
- Nie spodoba ci się to. - ostrzegła, ale ja nic nie od powiedziałam, co uznała za zgodę i zaczęła swój wywód. - Jesteś pieprzoną egoistką, tyle chcę ci powiedzieć. Nie mam pojęcia co ci strzeliło wtedy do głowy, ale to było głupie, lekkomyślne, niedojrzałe i nie wiem co jeszcze bo brakuję mi już przymiotników by to określić. Błąd. - uderzyła się w czoło. - Tego się nie da opisać. Straciłaś wtedy mózg? Zastanowiłaś się chociaż przez chwilę, jakie konsekwencję to przyniesie? Co poczują inni? - przestała krzyczeć, ale kiedy po chwili zdała sobię sprawę że nic nie odpowiadam, dodała - Mowę ci odjeło? Odpowiedz mi.
Zatrzymałam się, co ona zresztą też uczyniła wraz ze mną i spojrzałyśmy na siebie.
- Możliwe. - przytaknęłam. - Możliwe że straciłam wtedy rozum, ale nie masz prawa mi tego wypominać, bo zostałaś najmniej przy tym skrzywdzona. Nie zainteresowałaś się moim losem, miałaś mnie w dupie. - teraz to i ja podniosłam głos.
- Jesteś niemożliwa. - pokręciła głowę z rezygnacją. - Najpierw próbujesz popełnić samobójstwo, wszyscy się o Ciebie martwią, ale na końcu i tak odwracasz kota ogonem i stajesz się tą najbardziej pokrzywdzoną, bo królowa Elżbieta nie złożyła ci wizity w szpitalu?
- Ooo, a co uważasz się za nią? - zapytałam.
- Jasne, że nie. - prychnęła. - Chciałam ci pokazać jaką się zrobiłaś egocentryczką. W ogólnie Cię nie poznaję. Poprawka, nikt już w Tobie nie widzi dawnej Vani.
- Nie nazwaj mnie tak. - chamsko jej przerwałam.
- Aaaa, no tak. - złapała się za głowę, jakby właśnie uświadomowiła sobie coś oczywistego. - Zayn Cię tak nazywał, prawda? - zapytała, ale odpowiedziała jej głucha cisza. - Dlatego nienawidzisz wszystkiego i wszystkich którzy ci o nim przypominają. Wypierałaś się własnych przyjaciół i rodziny bo myślałaś, że to ukoi twój ból, potem samookaleczanie, a jak i to nie pomogło, to najłatwiejsza była śmierć. - jak ona dobrze mnie znała, to było bardziej niż przerażające. - Nie wiem czmu tak stchórzyłać, nie mam pojęcia co przychyliło tą czare nienawiści do całego świata. Ale spójrz na siebie. Nawet wierny i oddany ci zawsze kochany braciszek traktuję Cię jak obcą. Jakbyś nie istaniała, bo nie mógł znieść cierpienia jakie mu przysporzyłaś tego dnia kiedy skoczyłaś do jeziora by się zabić. A, ja jak idiotka, myślałam że ci przejdzie, że to tylko chwilowe a ja odzyskam swoją dawną przyjaciółkę i będzie jak dawniej.
- Nigdy. - krzyknęłam. - Nigdy nie będzie tak jak dawniej, a wiesz czemu? - zapytałam, ale nie liczyłam na jaki kowiek odzew z jej strony bo sama sobie odpowiedziałam. - Bo on, odszedł, jego już nie ma. Nigdy więcej mnie nie przytuli, nigdy więcej mnie nie odwiedzi z niezapowiedzianą wizytą, nigdy więcej mnie nie pocałuję, ani nie zabierze do kina, nigdy więcej nie zrobi mi niespodzianki na moje urodziny, nigdy więcej nie powie mi: 'Uśmiechnij się skarbie, wszystko będzie dobrze, kocham cię.' Dlatego już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. - a po tych słowach wybuchłam niepochamowanym płaczem.
Jednak na Selene, nie zrobiło to żadnego znaczenia, nie przejęła się żadną z moich łez, po prostu patrzyła na mnie, jak się trochę uspokoję, by potem mogła mnie znów zranić.
- Nie. - jasno zaprzeczyła. - Nie dlatego. Wiele ludzi się rodzi i umiera, bo taki jest sens życia. Rodzimy się, by żyć, żyjemy by umierać. Każdy kiedyś stracił kogoś bliskiego, ale z upływem czasu normalni - podkręśliwa słowo 'normalni'- ludzie potrafią się z tym pogodzić i ruszyć dalej ze swoim życiem. Ty też mogłaś, i nadal możesz, ale nie chcesz, a to jest różnica. Trzeba tego pragnąć z głębi serca, a ty się boisz. Masz przed tym lęk. Obawiasz się że jeśli zaczniesz życie od nowa, zapomnisz o nim, a on straci miejsce w twoim sercu, że będąc tam u góry będzie miał o to żal do Ciebie, a to jest błąd. On patrzy na ciebie i cierpi bo widzi twój ból i jedyne czego chcę dla ciebie to nowego staru, początku i miłości. Otwórz się w końcu na ludzi, i rób to co kiedyś. Nikt Ci nie każe żyć tak jakby Zayna, nigdy nie było, jakby nigdy nie istniał i nie pojawił się w Twoim życiu, i jakby nigdy nie sprawił że byłaś szczęśliwa. On zawsze był i jest i będzie żywy w Twoim sercu i żadna siła, ludza, fizyczna ani nawet Boska tego nie zmieni. Pamiętaj o tym. Szczególnie w dniu kiedy poczujesz coś podobnego do innego chłopaka.
Jej przemowa, mnie ujęła ale nie mogłam pozwolić żyć w jej błędzie więc pomijając resztę jej wypowiedzi, powiedziałam:
- Nigdy nie poczuję czego podobnego do innego mężczyzny. Kocha się tylko raz, a mój limit się skończył. - wyjaśniłam krótko.
- Na prawdę tak uważasz? - zapytała, a ja bez wachania przytaknęłam. - Ok. Niech będzie. - rzekła zrezygnowana. - Pewnie poruszymy ten temat, w dniu kiedy się okażę się że miałam rację, a jestem pewna że kiedyś taki nadejdzie, - ona i jej pewność siebie, działały na mnie irytująco. Już miała odejść, kiedy coś ją powstrzymało i znowu spojrzała na mnie tym palącym wzrokiem.
Posmutniała, po czym wyciągnęła małą paczuszkę z białym proszkiem i podała mi ją. Byłam zaskoczona, bo od razu zdałam sobie sprawę, co to jest i bez wachania wzięłam moje zamówienie.
Kiedy patrzyłam tak na nią z wystrzeszczonymi oczami, wyjaśniła mi.
- Kiedy Justin, jest naćpany nie zdaje sobie sprawy co mówi, ale zawsze jest to jednak prawda. Tym razem wygadał twoją tajemnicę. Nie powiem, nie byłam wcale zaskoczona, już dawno przekroczyłaś granicę, czemu teraz tego nie spróbować, co nie? Jak nie udało ci się zabić w tamten sposób, to może przedawkowanie wcale nie jest takie złe, bo wtedy już cię nikt nie uratuję. Nawet biedny Niall.- pokręciła głowę w zawodzie.
- Jak widać, prawdą jest, że dopóki nie pozwoli się odejść, dopóki sobie się nie wybaczy, dopóki nie przebaczy się tej sprawy, dopóki nie zda się sobie sprawy, że to się skończyło, nie można ruszyć na przód. - i odeszła, kierując się w stronę naszej szkoły, cóż.... przynajmniej nie trzasnęła drzwiami.


wiem, słabe ale komentujcię plisss!
wróciłam do was, a każdy komentarz mnie potywuję .
xoxo.

PS. JEST NIE SPRAWDZONY !

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział VI - 'everything is alright'

ZAPR5ASZAM NA BLOGI MOICH KOLEŻANEK:
1. http://wszystkoczasemulegazmianie.blogspot.com/
2. http://www.cos-dla-romantyczek.blogspot.com/
3. http://dear-love-help-me.blogspot.com

PIOSENKA

Nienawidzę cię, a jednak kocham ....
Nie chcę cię widzieć, a jednak pragnę twojej obecności ...
Tak bardzo mnie ranisz, a jednak wybaczam .....


*Oczami Nialla*

Szedłem właśnie zabłoconą drogą. Sam nie wiem czemu. Krążyłem po mieście, szukając jakie kol wiek rozrywki. Bezskutecznie. Bóg musiał mnie nawidzić. To oficjalne. Przez całe swoje życie, siedziałem sam, bez przyjaciół, bez niczego, w domu. Z konsolą do gry, która towarzyła mi jako jedyna odskocznia od nudy.
A teraz kiedy mogę wychodzić, robić w końcu coś szalonego, nic. Kompletnie nic się nie dzieje w moim życiu. Jakby fakt, że w końcu jestem zdrowy, chodzę z powrotem do szkoły, nic nie zmienił. Masakra. Znowu się zawiodłem. Ponownie okazałem się głupkiem, mając nadzieję. Nie wiedziałem nawet gdzie idę. Szedłem tam gdzie mnie nogi ponoszą. Czułem, że tym razem prowadzi mnie serce, a nie rozum, co sprawiało że nawet na chwilę się nie zawachałem, nie stanęłam, idąc przed siebie.
Dotarłem w końcu do dużego jeziora. Miejsce było totalnie, opustoszałe. Krzewy zarośniete, a droga prawie wcale nie wydeptana, co świadczyło o tym że nikt się tutaj od dawna nie zapuszczał. Jedyne co dodawało urokowi temu miejscu, było to co się nad nim unosiło. Krajobraz. Widok z tego miesca zapierał dech w piersiach. Właśnie nad horyzontem można było dostrzec, piękny zachód słońca, że aż mimowolnie się uśmiechnąłem ze swojego odkrycia. W życiu nie widziałem niczego co mogło się z tym równać.
POPRAWKA. Ja NIGDY w swoim życiu NIC nie widziałem.
Byłem pewien że mogłem się temu przyglądać w nieskończność, gdy nagle coś przykuło moją uwagę, a raczek ktoś. Dziewczyna. Stała na pomoście. Wyglądała na smutną i zamyśloną. Jakby się przed czymś broniła i toczyła walkę ze swoim umysłem. Była niska jak dla mnie. Mogła mieć góra 1.65 m. a podejrzewałem tak bo moja mama była podobnego wzrostu. Miała długie, czarne, falowane włosy, prawie do pasa. Niestety nie mogłem zauważyć dokładnie jej twarzy bo stała do mnie tyłem. Stałem tak z dobre 5 minut, patrząc w jej plecy, gdy w pewnym momencie się odwróciła. STOP! Czekaj ? Czy ja nie dawno powiedziałem że ten zachód słońca był najpiększą żeczą jaką kiedykolwiek widziałem ? Tak? W takim razie cofam to wszystko ! Musiałabym bowiem wtedy skłamać. To co teraz miałem przed oczami doprowadziło do tego że moje serce zaczęło naglę przyśpieszać, tętno wzrosło, a ja poczułem że robi mi się coraz cieplej, a moje policzki rumienią się. Była nieskazietlnie piękna. Jej cera, była idealna, jasna, bez żadnej skazy, cudownie wyrzeźbiony nos i pełne, czerwone usta, świetnie współgrały z jej uśmiechem który malował się na jej twarzy. Co ja bym dał żeby budził mnie on codziennie o poranku? Wszystko co posiadam. Moje serce. Lecz najbardziej co przykuło moją uwagę były jej.... oczy. Duże, piwne, które mogły zabijać każdego kto by się znalazł w ich zasięgu. Teraz promieniały. Patrzyłem na nią z rozdziawioną buzią jak kretyn. Już chciałem podejść, zagadać czy coś, kiedy ona naglę zbliżyła się do końca pomostu i najwzyczajniej w świecie skończyła! Nie wiedziałem, co mam robić, myślałam że stoję wieczność zastanawaiając się jakie kroki podjąć kiedy w rzeczywistości było to 5 sekund.
Od razu zerwałem się na równe nogi, biegnąc przez drewniane deski, zdjąłem moją bluzkę i koszulkę, a następnie wskoczyłem za nią, czując od razu drżenie ciała, spowodowane zetknięciem się z zimną wodą.
Jedynie co się dla mnie liczyło, to, to by ją uratować. Nic więcej.

*Oczami Vanessy*

Byłeś kiedyś w życiu pewny czegoś na 100% ? Nie.?  Ja tak. Wiedziałam że chcę umrzeć, że nie chcę pozostać na tym świecie, ani chwili dłużej. Chciałam być tylko z nim. Z nikim innym. Tylko on się liczył w moim życiu, mogłam mieć przyjaciół, kochaną rodziną, ale oni nie dawali mi tego co chciałam. Ten sposób miłości. Ktoś z góry, robił sobie ze mną kpiny. Wyrwał mi serce i powiedział 'Żyj dalej'. O ironio, nie można bez tego normalnie funkjonować, więc nikogo nie powinna dziwić moja porażka.
Bałam się tylko jak poradzi sobie moja mama, ale potem przywoływała na myśl Liama, Stelle, nawet tatę, i byłam pewna że się po zbierze. Jak każdy z nich da sobie radę. Czas uleczy ich stratę, jeśli tylko taka się pojawi po moim odejściu. Przecież nie popełniam grzechu prawda ?
Chciałam tylko przestać czuć, chciałam by tak cholernie mnie to nie bolało.
Każdego ranka po otwarciu oczu, kiedy promienie słoneczne próbowały dostać się do mojego pokoju a jego NIE było.
Kiedy się myłam, a on NIE stał z boku, przyglądając mi się jak się gramolę i próbując mnie pośpieszyć.
Kiedy się ubierałam, a on NIE podglądał mnie.
Kiedy jechałam autem do szkoły, a on NIE  był jego kierowcą.
Kiedy szłam na zajęcia, a on NIE zabierał mi torby by ją ponieść.
Kiedy byłam na lunchu, a on NIE wpychał mi na siłę jedzenia do buzi.
Kiedy samotnie wracałam do domu, a on NIE odprowadzał mnie.
Kiedy odrabiałam lekcje i się uczyłam, a on NIE obijał się na moim łóżku bo mu się nie chciało.
Kiedy chodziłam do sklepu a on NIE bawił się sklepowym wózkiem.
Kiedy chodziłam nad jezioro, a on NIE czekał tam na mnie.
Kiedy było mi smutno, a on NIE śpiewał dla mnie, by poprawić mi humor.
Kiedy cisza mnie zabijała, a on NIE kłócił się ze mną.
Kiedy ja mówiłam do niego 'kocham cię', a on NIE odpowiadał.
Kiedy moje serce biło, a jego już dawno stanęło w miejscu.
Więc odpowiedz, na jedno pytanie! Jak mam dalej żyć? Nikt nie zna na to odopowiedzi. Tylko ja.
Pewnym krokiem stanęłam na pomoście, i po kilku minutach nie wahając się, wskoczyłam.
Od razu ogarnęła mnie fala zimna, czułam jak do moich płuc dostaję się woda, wszystko zaczyna się rozmazywać, a dalej nie pamiętam. Chyba straciłam przytomność.

***

Pół roku później!

Przemierzałam korytarze, tej budy. Ugh, jak ja, jej nie cierpię. Gdybym mogła to bym ją podpaliła. Podpowiadał mi mój mózg. Co było dziwne, bo zawsze lubiłam się uczyć. Ale to było dawno.
Podeszłam do mojej szafki i wyciągnęłam z niej potrzebne książki. Matematyka.
- Zajebiście. - mruknęłam pod nosem.
Po prostu nie mogłam się doczekać, aż wrócę do szkolnej ławki i będę liczyć te pierwiastki i inne gówna.
Gdy tak stałam poczułam wzrok, przechodzących uczniów, ale to olałam. Idioci, nie mający własnego życia i wpieprzający się w czyjeś.
Już chciałam ruszyć z powrotem w stronę sali, kiedy naglę jakiś chłopak podszedł do mnie, stając z boku.
- Hej. - wydukał.
Odwróciałam się i zobaczyłam wyskiego, szczupłego blondyna z burzą we włosach i aparatem na zębach.
NIGDY wcześniej go nie widziałam.
Popatrzyłam się na niego, jak na idiotę, zaskoczona jego zachowaniem.
- Heeeeejka. - odparłam przeciągac słowo.
- Chciałem się tylko spytać, jak się czujesz, minęło trochę czasu, wiem, ale dopiero wróciłaś i nie miałem jak wcześniej zadać ci tego pytania. - powiedziała na jednym wydechu.
- Yyyy.... - o czym on pierdoli, pomyślałam, nie zna mnie, pierwsz raz go widzę, to było dziwne. - Nie znasz mnie, ja nie znam cię, widzę cię pierwszy raz na oczy, więc pozwól że zstawie to bez komentarza ok? - wychrypiałam patrząc się na jego piękne oczy.
Teraz to on patrzył na mnie jakbym miała pięć głów. 1:1
Zatrzasnęłam szafkę i sprytnie go wyminęłam, zatrzymując się i odwracając w jego stronę.
- Aha, i nie podchodź do mnie nigdy więcej. - wyznałam, trochę głóśniej nie planowałam bo wraz z nim odwrócia się w moją stronę prawie cała szkoła, mimo to kontynuowałam. - Nic ci to nie da bo i tak nie pozwolę twojemy fiutowi, dostać, się do mojej cipki. - uśmiechnęłam się kpiąco. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam wzdłuż korytarza. Jeśli wtedy patrzyło na mnie parę osób, teraz byłam pewna że robi to cała szkoła wraz z nim.
Stał tam oniemiały i nie wiedział co ma powiedzieć. 2:1 chłopcze, jak ty się tam nazywasz bo nie wiem.
Wymijałam dumnie każdą grupkę w szkole. Od kujonów, do których kiedyś należałam, po sportwców, lalunie, tych nieśmiałych co nie mają jaj by się odezwać, po plotkary i zgrywusów, aż dotarłam do paczki której szukałam. Ekipi Justina.
Każdy spojrzał na mnie jednocześnie co wyglądało zabawnie.
- Czego sobie życzysz piękna ? - zapytał Bieber z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Masz coś? Jak zaraz czegoś nie wezmę to przysięgam że coś rozpierdole TU i TERAZ!
Śmiejąc się podał mi jakiś biały proszek i poszłam z nim do kantorka sprzątaczki na drugim końcu szkoły.

_________________

jak myślicie co będzie dalej ? :)
zrobiłam przeskok, ale nie martwcie się, zostanie to uzupełnione, z czasem :)
kocham was <33
Jesteście najlepsi bqjenierjmirbrfniohjfioewq1r1qerf
przepraszam, że tak dodaje rozdziały, ten miał być dawno ale nie znalazłam czasu a i tak jest beznadziejny.
PROSZĘ KOMENTUJCIE! TO BARDZO MOTYWUJĘ ! MOŻE BYĆ NAWET 1 SŁOWO A TO DLA MNIE ZNACZY JAK SPOTKANIE Z OBAMOM NOOOOO XD
STWIERDZIŁAM ŻE PIERWSZY RAZ, SPRÓBUJĘ, MOŻE ZADZIAŁA ....
40 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ (KIEDYŚ BYŁO PRAWIE 50 WIĘC DACIE RADĘ)


sobota, 11 maja 2013

Rozdział V - I'm afraid

UWAGA ! 
DAJCIE FOLLOW --- > @TheOtherSide_PL
JEST TO OFICJALNE KONTO TEGO OPOWIADANIA
TAM LEPIEJ MI SIĘ OGARNIE :)
BTW. JA FOLLOWUJE TYLKO CZYTELNIKÓW!! 


PIOSENKA

"Miłość, która jest gotowa nawet oddać życie, nie zginie"


".....Wydawać by się mogło, że to głupie. Pisać list do kogoś kto nie żyję. Można to uznać za kolejny efekt mojej pogłębiającej się depresji i samotności, która wisi nade mną od kiedy zostawiłeś mnie samej sobie, ale też jako akt miłości którą darzę cię do dziś. Nic się nie zmieniło. Odszedłeś. Obiecywałeś. W kółko słyszałam jacy będziemy szczęśliwi za parę lat we własnym domku z ogródkiem, psem i trójką naszych małych dzieci. Ty wracający z pracy, witający się ze mną u progu mieszkania, całujący mnie w policzek w momencie kiedy nie mogę cię przytulić z powodu moich dłoni, brudnych od mąki bo właśnie gotowałam obiad. Kiedyś obraz realnej przyszłości. Teraz złudne marzenia które wpajałam sobie każdego dnia z nadzieją że to co się wydarzyło nie miało miejsca.
 Każdy mi powtarzał "żyj dalej", "bądź silna", "uśmiechnij się", ale nie zdawali sobie sprawy że ty jesteś moim życiem, ty dawałeś mi siłę i to ty sprawiałeś że się uśmiechałam. Gdzie tu sens tych próśb skoro ciebie już nie ma ? Nie chcę niczyjej litości. Miałam wokół siebie mnóstwo ludzi. Nie prosiłam się o to, a jednak. Objaw ich miłości do mnie? Raczej wątpię. Raczej ciekawość, i kolejny temat do plotek. Nie poznaję już nikogo. A może to ja się zmieniłam ? Niczego już nie jestem pewna. Z Seleną nie potrafię już rozmawiać, kłócę się z rodzeństwem, Louisa nie poznaję.
 To koniec. Upadłam. Zdałam sobie sprawę dopiero z tego kiedy odnalazłam twój list zaadresowany do mnie pod moim łóżkiem. Choć tak na prawdę dzień twojej śmierci mogę uznać za swój oficjalny koniec. Nie chcę tak żyć, nie chcę się tak czuć. Chcę to zatrzymać. Nie zniosę tego więcej. Tylko wszystkich ranie i nic więcej. Nie jestem nikomu do życia potrzebna. Postawiłam wokół siebie mur i nikomu nie pozwalam się do siebie zbliżyć.
 Dlatego podjęłam najważniejszą decyzję w swoim życiu. Chcę być z tobą. Chcę znowu cię przytulić, poczuć twój zapach i dotyk, mieć oparcie i wrażenie że wszystko będzie dobrze, a odnaleźć to mogę tylko tam gdzie jesteś ty. Przepraszam jeśli zawiodłam, jestem słaba. Dziękuję ci za każdy dzień. Szczególnie za ten w którym mi się oświadczyłeś. Nie zdążyłam się nawet nikomu pochwalić. Lecz pierścionek zawsze trzymałam przy sobie. Szkoda tylko że byliśmy narzeczeństwem parę godzin. Odchodzę więc nie jako twoja dziewczyna, ale narzeczona. Dziękuję. Moje serce przestanie bić w miejscu w którym zawsze przyśpieszało moje tętno. Tam skąd mam najlepsza wspomnienia. W miejscu znanym tylko nam.
 Kocham cię. 
Twoja Vanessa. 

Wraz z ostatnim słowem mój mózg się wyłączył. Nie myślałam. Nie wiedziałam nawet co mam o tym sądzić. W tym liście zawarła całą prawdę więc po co się oszukiwać i mówić że postradała zmysły? Choć to się wykluczało. Nie zdawałam sobie sprawy że wstrzymałam oddech do póki Justin się nie odezwał.
- Sytuacja jest kurewsko nieobiecująca.!
- Co robimy? Nie możemy tu tak stać. Ratujmy ją.! - odparła El spanikowanym głosem.
- Nie mam pojęcia co to za miejsce w którym chcę się zabić. - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Jak to nie wiesz? - zapytali chórem z niedowierzaniem.
- Nie wiem ok? - wydarłam się przez co wprawiłam ich w większe osłupienie. - Nie jestem wszechwiedząca. Mimo że była moją najlepszą przyjaciółką nigdy mi tego nie powiedziała, więc zanim zaczniecie mnie osądzać, pomyślcie że to był ich sekret!
Między nami zapadła cisza która zdawała się trwać wiecznie, do póki nie przerwała tego dziewczyna.
- Przepraszamy, masz rację, ale i tak nie możemy siedzieć bezczynnie i czekać na zbawienie od losu. - na co Justin przytaknął że się zgadza a ja posłałam im smutny uśmiech w tym samym momencie w którym ogarnęła mnie fala wspomnień a ja zbladłam.

Muszę iść, umówiłam się z Zaynem. - wyparowała Vanessa wstając z mojego łóżka, gdzie przed chwilą oglądałyśmy albumu z dzieciństwa. 
- Nie ma sprawy. Gdzie się spotykacie? - zapytałam.
- Nad jeziorem..... - odparła moja przyjaciółka, przerywając nagle i zarywając usta dłonią jakby beształa się za to co powiedziała.
- Gdzie ? - dopytywałam zaciekawiona.
- Nigdzie. - wyrzuciła szybko z siebie, nie wiedząc co powiedzieć w danym momencie. - Miałam na myśli co innego. - zaczęła wymachiwać rękoma spanikowana. - Spotkamy się później, pa.  - pocałowała mnie w policzek i wyszła zanim zdążyłam coś na to odpowiedzieć.

***

- Selena, chodź już. Jest obiad! - zawołała moja mama.
- Już idę. - odkrzyknęłam, wyłączyłam laptopa i zbiegłam na dół. 
- Rozłóż talerze na stole. - poprosiła moja rodzicielka a ja od razu wzięła się za polecone mi zadanie podczas którego cały czas rozmyślałam o tym co powiedziała mi koleżanka parę godzin temu.
- Mamo...- zaczęłam niepewnie.
- Tak ? - mruknęła odwracając głowę w moją stronę.
- Gdzie u nas w mieście jest jezioro ?  - zapytałam, a ona na dźwięk ostatniego słowa napięła się i przybrała poważny wyraz twarzy.
- Po co ci to wiedzieć? - jej ton zamienił się w szorstki z nutą strachu.
- Tak się pytam, bo Vanessa coś wspominała....
- Lepiej tam nie chodźcie. - przerwała mi. - To miejsce jest opustoszałe i niebezpieczne. Nikt tam już nie chodzi. - brzmiała bardzo stanowczo.
- Nie miałam takiego zamiaru. Chciałam się tylko dowiedzieć gdzie to jest. - powiedziałam spokojnie.
Westchnęła i zrezygnowana zaczęła mi tłumaczyć....

***

Kolejne słowa mojej matki wryły mi się w głowę a ja stałam osłupiała i powtarzałam je jak mantrę.
-Kochanie co się stało? - usłyszałam zatroskany głos Justina.
- Wiem gdzie ona jest. - popatrzyłam im prosto w oczy w których widziałam zdezorientowanie. - Wiem. - powtórzyłam, zadowolona z siebie.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do Louisa z tą informacją. Odebrał już po drugim sygnale. Przekazałam mu wszystko w jak największym skrócie i od razu gdy pojął wskazówki dotarcia do tego miejsca, rozłączył się.
Ruszyłam szybko w stronę jeziorka, tak jak kiedyś opowiedziała mi mama. Choć sytuacja była tragiczna ja cieszyłam się że wyciągnęłam to kiedyś od niej i że dzięki Bogu przypomniałam sobie to mimo dużego upływu czasu.
Za sobą poczułam czyjeś kroki, co świadczyło o tym że zarówno mój chłopak jak i jego kuzynka, postanowili mi towarzyszyć.
Bardzo dobrze. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Sama.

*Oczami Louisa*

Gdy usłyszałem telefon, miałem nadzieję że to Vanessa, że się tylko zgubiła czy coś w tym stylu.
To świadczyło tylko o tym jakim kretynem jestem. Ona nie dzwoniła. Baaa ona nie rozmawiała.
Nie miałem pojęcia czy tylko ze mną i czy postępowała tak z resztą, lecz jednego byłem pewien, nie poznawałem jej.
Spojrzałem na wyświetlacz i ujrzałem zdjęcie Seleny. Wiedząc że szuka naszej koleżanki tak bardzo jak ja, oraz że to nie jest ten moment pytań *jaką sukienkę założyć?*, *co mam mu powiedzieć?*, bez wahania odebrałem.
- Hej, co się dzieję ?
Reszta potoczyła się sama. Dziewczyna mówiła szybko ale jednoczenie tak żebym nadążył, nie wyraźnie z powodu paniki w jej głosie ale tak żebym zrozumiał.
W tamtym momencie stało się jasne. Najgorsze przypuszczenia. Chciała się zabić. Gdy chciało mi się już płakać. Tak. Jestem facetem. Tak, płaczę. No i co z tego ? To nie grzech pokazywać swoje uczucia. Ja byłem za słaby żeby się z tym kryć, szczególnie przed bliskimi.
Powiedziała coś jeszcze. Od razu poprosiłem ją o namiaru. Gdy mój mózg wszystko zarejestrował. Podziękowałem jej, rozłączyłem się i bez wahania zaczęłam biec tak szybko jak pozwalały mi na to nogi.
Nie może. Ona nie może umrzeć.
Ktoś powie *nie byłeś z nią blisko, więc o co chodzi?* Fakt. Nie byłem. Nasze kontakty ograniczały się do *hej, co tam?* lub *wiesz gdzie jest Zayn?* oraz wspólnych wypadów do kina z całą paczką.
Nikt nie wie jednak co obiecałem, mojemu najlepszemu kumplowi.
Przyjaźniłem się z nim od małego. Byliśmy jak bracia. Oboje mieliśmy tylko siostry, więc ten układ nam pasował. Mogliśmy zawsze sobie ufać i polegać, więc pewnego dnia gdy przyszedł do mnie z prośbą, nie byłem zaskoczony, lecz to co usłyszałem potem wpędziło mnie w lęk i strach, przed czymś nieuniknionym.

- Posłuchaj stary, wiem, że prosiłem cię już o wiele, ale ... -zaczął, zacinając się.
Rozmawialiśmy siedząc u mnie w pokoju, na kanapie przed telewizorem.
- Nie wspominaj tylko mów. Zawsze ci pomogę, masz moje wsparcie. - poklepałem go po plechach by trochę się rozluźnił i w końcu mi powiedział.
- Obiecaj mi coś! - popatrzył mi prosto w oczy. Pierwszy raz od kiedy zaczął mówić. Mogłem dostrzec z nich strach, desperację, błaganie, jakbym był jego ostatnią deską ratunku. Jakby ode mnie zależało wszystko. 
W życiu nie widziałem go w takim stanie dlatego od razu wiedziałem że sprawa jest poważna.
- O co chodzi?
Po chwili milczenia w której z pewnością porządkował myśli, zaczął znów mówić.
- Jeśli mnie kiedyś zabraknie, zaopiekuj się moim skarbem, ok ? - po policzku spłynęła mu łza.
- Kurwa, bracie co ty  pierdolisz ? - uniosłem się trochę, myśląc że żartuję.
- Nie żartuję sobie. - odparł, jakby czytał mi w myślach. - Niech nie zrobi sobie krzywdy, ani nie popadała w kłopoty oraz postaraj się by była szczęśliwa, więc jeśli możesz to po prostu mi to przysięgnij. Za każdym razem jak to robiłeś, nigdy mnie nie zawiodłeś, więc jak zrobisz to znowu teraz, to będę spokojniejszy.
Błagam mnie wręcz na kolanach więc odparłem.
- Obiecuję. - na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. - Na naszą przyjaźń. - dodałem a potem złączyliśmy się w braterskim uścisku. 
I choć nie widziałem jego twarzy, byłem pewien że płaczę, mimo że starach się być twardy.

Popatrzyłem się w niebo. Było już prawię ciemno, słońce zachodziło, a świat spowijał mrok.
Czułem że tracę czas. Pieprzony czas który mi pozostał mi dotrzymać obietnicy.
Ciągle w biegu, spojrzałem w górę i powiedziałem do siebie:
- Obiecałem ci bracie, to słowa dotrzymam. - po czym pocałowałem sygnet który miałem na palcu. Oznakę naszej braterskiej przyjaźni. Jeden miałem ja, drugi on, który wraz z nim został pochowany.
Po czym podniosłem uściśniętą pięć do góry.
Nie mogłem pozwolić się jej zabić. Nie po tym co przysiągłem jej chłopakowi.
Gdyby mógł tu być, zabił by mnie za to, że je nie dopilnowałem. A ja chciałem żyć. Może ona nie, lecz ja tak i jeśli mi się uda, to na obiecuję na Boga że jej z oczu nie wypuszczę. Nawet pod prysznicem. Pomyślałem, a na ten wymysł który pojawił się w mojej głowię, uśmiechnąłem się jak głupi.
Tak Zayn. Nic się nie zmieniłem kumplu.



________________________________________________________________

nie wiem, co o tym sądzicie, to pozostawiam wam :)
nie długo, wygląd bloga się zmieni ! czuję że będzie taki bujsdigfnasqkfqf *O*

UWAGA !
Jeśli to czytasz to proszę skomentuj i dopisz swój nick z tt bo robię selekcję !
Jest was już 70 osób i za każdym razem ta liczba rośnie, a duże czasu pochłania, informowanie was.
Tym bardziej że tu taka liczba a komentarzy 24. Szkoda bo to bardzo motywuję <3

++++++

KLIKAJCIE RT !!!! TA DZIEWCZYNA JEST ŚWIETNA :)
CHCE WYGRAĆ PŁYTĘ JB, BO JEJ NIE STAĆ ;< POMÓŻMY NOOO RODZINKO DO DZIEŁA.

>>>>>>>> RT <<<<<<<<<





piątek, 3 maja 2013

Rozdział IV - Friendship

PIOSENKA

"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać"

Szłam do wybranego przeze mnie miejsca. Tak to też musiało być epickie, nawet w moim wykonaniu. Chciałam mieć to już za sobą. Bałam się. Bałam się że powiem "nie", że się poddam i się nie odważę, a droga która ciągnęła się w nie skończoność wcale nie pomagała w tak zwanych wątpliwościach 5 minut przed dokonaniem mojego jakże desperackiego planu.
Bóg chyba nie sprzyjał mi za bardzo. Po drodze napotykałam wiele przeszkód, a może sama doszukiwałam się ich w każdej napotkanej rzeczy. Jedno było pewno błota się nie spodziewałam. Całe moje buty były ubrudzone a droga okazała się męczarnią. Jednak wspominając jak spędziłam wczorajszy dzień (czyli tak jak zwykle) na parapecie, obserwując ulewę za oknem jednogłośnie stwierdziłam że jestem idiotką.
Wiedziałam jednak po co idę. Gdzie idę. Dlatego szłam dumnie przed siebie, by zrobić ostatnią rzecz w moim nędznym życiu.
A przebiegający przede mną czarny kot zdawał się to tylko potwierdzać a ja nie wysilam się nawet na trzy kroki w tył. Skoro nie chciałam już się nigdy cofnąć to jak mogłabym teraz tym zaprzeczyć?
Po 10 minutach znalazłam się na miejscu. Otoczenie powiało wspomnieniami związanymi z tobą, z nami, to mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, byłam zdesperowana wyłączyć to coś w mojej głowię. Myśli. Nacisnąć taki przełącznik by wyłączyć uczucia, a mogło to się tylko stać wraz z ostatnim biciem mojego serca które należało do ciebie.

*Oczami Seleny*

- Poczekaj. Spokojnie. Nie rozumiem cię. Powtórz jeszcze raz. - poprosiłam chłopaka, spanikowanym głosem.
Miałam nadzieję usłyszeć coś innego. Może się przesłyszałam, ale NIE.
*Vanessa zniknęła, nie wiadomo gdzie jest. Nie ma jej już prawie cały dzień. Wszyscy się martwią*.
Była może dużą dziewczynką, i nikogo nie powinno to dziwić że młoda dziewczyna nie siedzi w domu i znika na cały dzień tylko był jeden problem .... była stuknięta. Miała depresje. Brała leki, które może nic nie pomagały ale jednak. I jedyna myśl która przychodziła do głowy to, to że mogła sobie coś zrobić.
Chodź nie byłyśmy już tak blisko jak kiedyś, martwiłam się tak samo, kiedy w 5 klasie przez cały dzień nie odbierała ode mnie telefonów. Nie. Bałam się jeszcze bardziej. Wtedy wiedziałam co jej chodzi po głowię ale teraz totalna pustka.
- Idziemy jej szukać. Dołączysz się ? - zapytał głos w słuchawce.
- Tak jasne. Już wychodzę. - powiedziałam gdy ocknęłam się z przemyśleń. Popatrzyłam na Justina. Na jego twarzy malowało się zdezorientowanie.
Ale wiem że w głowię miał tylko jedną myśl *Vanessa*. To ona była naszym jedynym problemem od miesięcy.
- Ok. Spotykamy się w rynku za 15 minut. Tam się rozdzielimy. Możesz wziąć ze sobą Justina.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałam. - A kto idzie z nami ? - zadałam z pozoru retoryczne pytanie, ale nigdy nic nie wiadomo.
- My, mama Van, Stella, Liam z Harrym, jego rodzice, Danielle. Nie można się dodzwonić do jej ojca. Może twoja siostra wie coś o tym ?
- Louis, znowu zaczynasz ? - warknęłam na samą wspomnienie tej chorej sytuacji.
- Nie, Już nic nie mówię. - odparł. I mogłam przysiąść że podniósł ręce w obronnym geście.
- Zaraz będziemy. Pa. - i nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyłam się.

***

- Gdzie idziecie ? - zapytała El, która właśnie wchodziła do domu kiedy my go opuszczaliśmy.
- Wychodzimy do ...- zaczął Justin, ale ja mu przerwałam.
- Idziemy na spacer. Jest taka ładna pogoda. Nie chce nam się siedzieć w domu. - za komunikowałam.
Eleanor popatrzyła się na mnie dziwnie a potem na swojego kuzyna, ale przytaknęła że rozumie, wzięła z blatu jedno duże soczyste jabłko, wzięła spory kęs i ruszyła na górę schodami do swojego pokoju.
Gdy tylko zniknęła z naszego pola widzenia, chłopak szturchnął mnie w ramie na co odskoczyłam.
- Ej, co robisz ? - zapytałam zdegustowana.
- Dlaczego kłamałaś? Ona przecież wie o twojej przyjaciółce. Nie potrzebnie to ukrywałaś.
- To nie o to chodzi. Chcę by mniej osób wiedziało by uniknąć plotek, a po za tym i tak nam nie może pomóc. Dużo się już o tym wysłuchała. Starczy jej. Pewnie ma dość tak jak my. - rzekłam smutno.
Potrząsnął głową na znak że rozumie, otworzył drzwi i wyszliśmy kierując się w stronę ratusza.

*Oczami Vanessy*

Przyszedł czas na wątpliwości. Ogarniały mnie zawsze kiedy moja decyzja była poważniejsza od "na jaki kolor pomalować sobie paznokcie?". Zawsze. Nigdy nie byłam pewna czegoś na 100%. Jedynie tylko tego że resztę życia spędzę u boku Zayna, a skończyło się tak jak się skończyło.
To mnie utwierdziło tylko bardziej w przekonaniu. Człowiek nigdy nie powinien być pewny swojego losu. Zawsze znajdzie się sposób w którym życie go zaskoczy. Nie zawsze tak jak sobie wymarzył ale z pewnością tak będzie.
Nic nie było więc pewne. Mogliśmy nawet pójść spać a szanse na to że obudzimy się rano wynosiły, pół na pół. Tak samo z rodzicami... kto wie czy cię nie adoptowali ? A twój wujek jest seryjnym mordercą?
Wszystko to składało się w jedną całość. WĄTPLIWOŚCI ŻYCIA.
A my przez cały czas naszej ziemskiej egzystencji mieliśmy nie tylko poznawać świat ale przekonywać się czy tak na prawdę jest.
Ja tego czasu już nie miałam. Z każdą minutą było go coraz mniej a moje serce biło coraz szybciej jakby czuło co się ma zamiar zaraz wydarzyć.
Zaczęły mi się przypominać te dobre i te złe chwile. Nie zawsze było kolorowo ale dawałam radę. Miałam siłę do walki z przeciwnościami losu. Teraz mi jej brakowało. Tak jakbym czerpała ją wcześniej od ciebie.

Miałam do tego prawo. Nikt nie mógł mi niczego zabronić. Kontrolować myśli, kiedy znajdowałam się   na krawędzi. Byłam pewna, że zbliża się koniec  a ja za nie długo przytulę mojego ukochanego.

*Oczami Seleny*
Szukaliśmy tej idiotki bardzo długo. Byliśmy zmęczeni ale nie mieliśmy innego wyjścia. Była chora i mogła sobie coś zrobić. Po za tym mimo wszystkich przeciwności losów nadal była moją przyjaciółką i nawet jej aroganckie zachowanie nie mogło tego zmienić.
Martwiłam się. Mogło się wydawać, że mam w dupie to czy ją znajdziemy ale byłam jedną z tych która  bała się o nią najbardziej. Nikt nie znał mnie tak dobrze jak ona, a fakt że gdyby role były odwrócone ona z pewnością wiedziałaby gdzie mnie szukać, wcale nie pomagał mi w zmniejszeniu mojego poczuciu winy.
Zastanawiałam się gdzie nie mogła pójść ale żadne miejsce nie przychodziło mi do głowy. Poddać się?
Nigdy w życiu. Czułam że to jest mój obowiązek. Nie mogłam tego tak zostawić. Zaczęłam analizować krok po kroku wszystkie możliwe miejsca w mieście gdy nagle rozbrzmiał telefon Justina.
Chłopak wyciągnął go z tylnej kieszeni swoich spodni, nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył do ucha.
- Co jest El? - zwrócił się do swojej kuzynki - Nie mam teraz czasu.
Sądziłam że się rozłączy ale widocznie to co miała mu do przekazania dziewczyna była bardzo ważną informacją bo jego ręka nie drgnęła i słuchał dalej.
Po minucie odezwał się znowu, swoim ochrypłym głosem:
- Jesteśmy pod domem Van. - wziął jeden głęboki oddech i kontynuował  - Będziemy tu na ciebie czekać. - po czym się rozłączył i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Co jest ? - zapytałam spanikowana wstając z murku na którym się opierałam. - Czemu kazałeś jej przyjść? Mieliśmy jej nie mieszać...- nie dokończyłam zdania bo nagle mi przerwał.
- Ona może nam pomóc. - spuścił głowę w dół. - Widziałam ją dzisiaj i jest wściekła że jej nie powiedzieliśmy.
Zamurowało mnie. Jak? Jak mogła nam pomóc skoro w ogóle się z nią nie znała ? Nie mogłam liczyć na odpowiedź na to pytanie. Wszystko co działo się w okół mnie tego dnia pomału mnie przytłaczało. Zaczęłam podziwiać moją koleżankę która tak długo przed wszystkimi udawała że wszystko jest dobrze gdy tak na prawdę rozrywało ją to od środka a ja tego nie widziałam.

- Na mały palec ? - zapytała Van.
- Tak na mały palec. - potwierdziłam po czym zaplątałyśmy je między sobą.
- Od teraz zawsze, będziemy razem ... - zaczęła moja koleżanka.
- będziemy się wspierać i pocieszać ... - rzekłam ja.
- Pomagać w ciężkich chwilach ...
- Płakać gdy druga, płaczę. - uśmiechnęłam się smutno.
- Cieszyć się gdy druga jest szczęśliwa. - odparła moja towarzyszka.
- I Będziemy się znać jak nikt inny. - rzuciłam.
Po czym rzuciłyśmy się sobie w ramiona, rzewnie płacząc. 

Do oczu napłynęły mi łzy. Miałyśmy wtedy po 7 lat a zdaje się że byłyśmy o wiele mądrzejsze  Czas jednak upłynął a wraz z nim parę dobrych lat które nas zmieniły. Nie jesteśmy już takie jak kiedyś. Zmieniłyśmy się i to boli. Pomimo tego powinno być tak jak dawniej. Lecz zaczęłyśmy się oddalać, i żadna z nas nie mogła temu zapobiec. To było mimowolne, nowa szkoła, ludzi, chłopak, problemy rodzinne. Aż pewnego dnia kiedy same spojrzałyśmy sobie w oczy, nie poznałyśmy się siebie na wzajem. Kiedy to było?
Nie wiem, ale czy to ma znaczenie? Coś takiego oczywistego zdałam sobie dopiero w momencie kiedy byłam bezradna. Kiedy stwierdziłam że jej nie znam bo nie wiem gdzie może być, z kim i co robić. Kiedyś wiedziałam wszystko. Czytałam w jej myślach. Mogłam przewidzieć każdy jej krok. Teraz była tylko dla mnie kimś obcym. Jak przechodni na ulicy.
Boże... co czas może zrobić z ludźmi. Kiedy jej nie poznaję? To jak mogę samą siebie?
Wtedy pojawiła się zadyszana Eleanor która biegła w naszą stronę.
- Nie skomentuję jak głupi byliście ukrywając przede mną fakt że Van zaginęła. - zaczęła na wejściu.
Mimowolnie przewróciłam oczami i słuchałam jej dalej.
- Jednak nie mamy czasu, więc pogadam o tym z wami później. - zagroziła. - Byłam dzisiaj u rodziców. Siedziała przy grobie swojego chłopaka.
- Myślisz że tam nie byliśmy ? - przerwałam chamsko, zła sama na siebie.
Zignorowało mój ton i kontynuowała.
- Wiedziałam. Tylko źle szukaliście. - popatrzyła na nas z błyskiem w oku. Popatrzyliśmy na siebie z Justinem nie wiedząc o co jej chodzi.
- Chodźcie za mną. - odparła zrezygnowała i poprowadziła w swoją stronę.

**

Po paru minutach marszu okazało się że dotarliśmy na cmentarz. Byłam jeszcze bardziej zmieszana niż wcześniej ale chcąc uniknąć kłótni siedziałam cicho. Gdy stanęliśmy nad grobem Zayna, nachyliła się i wyciągnęła dużą białą kopertę spod wazonu.
Popatrzyliśmy na nią szerokimi oczami, zignorowała to jednak, podeszła bliżej i podając mi ją powiedziała:
- Proszę. Schowała to dzisiaj rano jak tu byłam. Nie wiem co tu pisze, nie otwierałam.
Zastanawiałam się czemu to akurat mi musiała wręczyć to czym kol wiek to było. Czemu nie matce Van, siostrze albo bratu... tylko mi ?
- Jesteś jej najlepszą przyjaciółką, znasz ją lepiej niż kto kol wiek inny. - wyrwał mnie z myśli jej melodyjny głos. O ironio. Wcale tak nie było. Mimo to grzecznie wzięłam od niej z ręki kawałek papieru i delikatnie otworzyłam by nie uszkodzić zawartości.
W środku był list, długi, pisany ręcznie, czarnym piórem. Zaczęłam czytać na głos. Po pierwszych słowach upewniłam się że miejsce ukrycia tego listu nie było przypadkowe a jej adresat choćby chciał nie mógł odkryć jego treści.

"Drogi Zaynie ...

_______________________________________________________



Bawię się w wredną i dowiecie się co jest w liście dopiero w kolejnym rozdziale ;d
mogę wam jednak zdradzić że wyjedzie coś na jaw  ;**
ZASADY OGÓLNIE SĄ TAKIE ŻE:
1. Czytasz = komentujesz. jej na serio to bardziej motywuję i wg jak wiem że ktoś to czyta ;)
2. Komentarze mają być szczere.
3. Nie spamujemy swoimi blogami itp. pod rozdziałem, założę wam osobną stronę ;)
4. Jeśli macie jakieś sugestie, pytania to pytać -->  ASK

Jest maj, moje oceny nie są obiecujące muszę teraz je poprawiać i wg będzie ciężko, nie wiem kiedy dodam nexta. ale mam do was pytanie :) co wolicie ...

krótkie rozdziały i często vs. długie a rzadko. odpowiadacie w komentarzach :)




czwartek, 2 maja 2013

ZWIASTUN

Hejoo do mojego bloga właśnie powstał zwiastun! nawet nie wiecie jak się jarałam...
po prostu beujnrqeiqnjejwerifogrwgqwen *O*
dziękuję bardzo Loli za wykonanie go <3
mam nadzieję że wam się spodoba hehe, bo mi bardzo :)



Mam wenę! w końcu ją odzyskałam, nie miałam siły nic pisać, pustka w głowię ale dziś setki pomysłów więc lecę kończyć rozdział :)
kocham was bardzo ;**

btw. nie długo będę musiała wprowadzić parę zasad :)

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział III - I've had enough

PIOSENKA 

"Samotność. Najtrudniejsze w samotności są wieczory, kiedy zdajesz sobie sprawę, że kolejny dzień tracisz, nie mając dla kogo go wykorzystać".

Nie zajęło mi to dużo czasu. Wszystko było dosyć blisko więc po paru minutach znalazłam się na miejscu. Mężczyzna który pracował na straży przy bramie znał mnie już bardzo dobrze.
Przychodziłam tu tak często że po paru razach mówił już do mnie po imieniu i nie wypytywał się do kogo idę bo było to oczywiste.
Przywitałam się z nim najmilej jak potrafię i przekroczyłam wejście na cmentarz.
Wiem że to zabrzmi dziwnie ale znałam go już na pamięć. Z zamkniętymi oczami byłam w stanie odnaleźć miejsce do którego teraz podążałam. Miejsce do którego przychodziłam się poskarżyć o to że nikt mnie nie rozumie oraz że brak mi już sił. Teraz było tak samo.
Skręciłam w prawo, przeszłam jakieś 5 metrów a następnie po mojej lewej stronie ukazał się grób. Piękny, murowany z grafitu z tabliczką:

Zayn Javadd Malik 
urodzony 12.01.1993 r. zmarł śmiercią tragiczną 14.02.2013 r.

z dopiskiem:

"Kochani  nie umierają nigdy"

Mimowolnie po policzku spłynęła mi łza. Usiadłam na ławce która znajdowała się obok, zamknęłam oczy i zaczęłam się przysłuchiwać odgłosom szeleszczących nieopodal liści.
Byliśmy tylko my. Tak jak dawniej. Przez chwilę.
Wspomnienia wróciły, ale byłam silniejsza, zdołałam się uśmiechnąć sama do siebie jak głupia. Wyobraziłam sobie że siedzisz obok mnie, rozmawiamy i dajesz mi całusa w policzek.
Musiałam jednak obudzić się z krainy marzeń. Usłyszałam zbliżające się kroki i przerażał mnie fakt że może być to ktoś z rodziny lub znajomych.
Szczęście mi jednak dopisało i moim oczom ukazała się nieznana mi do tej pory dziewczyna.
Była średniego wzrostu, szczupła i miała długie, rozpuszczone, falowane brązowe włosy. Chociaż ... zaczęłam się zastanawiać. Wydawała się do kogoś podobna i nie taka obca.
Podeszła bliżej do nagrobku który znajdował się obok pochówku mojego chłopaka. Zaczęła się modlić a potem zamieniła w wazonie kwiaty na świeże.
Przyglądałam się dokładnie jej poczynaniom, i zaczęłam się zastanawiać czy nie przychodziła tu wcześniej.
Spojrzałam jednak na zegarek i stwierdziłam że jest już późne popołudnie i nie mam czasu zawracać sobie tym głowy. Zostawiłam list pod pod jednym z wazonów by nie ruszył go wiatr i ruszyłam w stronę wyjścia gdy usłyszałam za sobą cichy, melodyjny głos.
- Widać jak go kochasz i za nim tęsknisz.
Mimo wolnie się odwróciłam i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Słucham ? Skąd możesz to wiedzieć ?
- Bo przychodzę tu codziennie i za każdym razem cię widzę tutaj jak płaczesz i cierpisz. Po za tym słuchałam rozmowy mojego kuzyna ze swoją dziewczyną
Nie ukrywałam zdziwienia. Twierdziła że widziała mnie tu bardzo często kiedy ja, ją ani razu.
- W takim razie czemu ja nigdy nie zauważyłam ciebie ?
- Bo byłaś zbyt pogrążona w rozpaczy by zwrócić na mnie uwagę. - ten argument wydawał się racjonalny. Od jego śmierci nie widziałam oraz nie zdawałam sobie sprawy z wielu rzeczy które działy się wokół mnie.
- No tak. - przyznałam na głos. - Ej, mówiłaś że twój kuzyn rozmawiał o mnie ? - zapytałam, cofając się do jej słów.
- Tak. Bardzo często. A co ?
- Kogo miałaś na myśli ? - przychyliłam głowę na bok a ona spojrzała na mnie jak na wariatke.
- Justina Biebera. - to imię i nazwisko rozbrzmiało echem w mojej głowię i nie chciało się wydostać.
Nienawidziłam kolesia za to co robił z Seleną, ale ona była ślepo zakochana i w ogólnie nie chciała mnie słuchać bo uważała że jestem uprzedzona przez jakieś plotki. Można mi zażucić wiele ale w to że uwierze komuś obcemu który gada co mu ślina na język przyniesie to nie, więc w końcu odpuściłam i udawałam że wszystko jest ok.
Powracając do jednej z naszych rozmów zdałam sobie sprawe z oczywistej rzeczy.
- Ty jesteś Elanor Calder ! - wskazałam na nią palcem, śmiejąc się z własnej głupoty.
Moja przycjaciółka opowiadała mi kiedyś że jej rodzice zgineli w wypadku jak była mała a od tamte pory rodzice Justina wychowują ją jak swoją córkę, dzięki czemu on zyskał drugą siostre.
- Zgadza się - odparła a jej kąciki ust uniosły się ku górze. Wiedziałam że ten uśmiech jest znajomy. Czułam to.
- Miło cię poznać. - powiedziałam pochodząc do niej bliżej i podając rekę na co ona uczyniła to samo.
- Mi ciebie również. - gdy chciałam już coś dodać, przerwała mi. - Będą taka nie przywrócisz mu życia. Nie znałam go ale byłpy pewnie szcześliszy gdyby jego dziewczyna ułożyła sobie życie od nowa. Możesz się o to ze mną kłócić ale i tak mam rajce. Wiem coś o tym.
Nie miałam zamiaru. Z jej ust wydobywała się sama prawda. Współczułam jej bardzo tragedii która ją spotkała. Sama nie wiem co bym zrobiła na jej miesjcu. Wzbudziła we mnie ogromny szacunek ale nie wpłynęłam na moją decyzję. Niestety.
- Dzięki. - tylko tyle zdołałam odpowiedzieć. - Muszę już iść. Było miło cię poznać.
I zanim zdążyła mi odpowiedzieć, szybkim marszem skierowałam się do wyjścia by wcielić w życie mój plan ...

Kilka godzin później *Oczami Seleny*

Siedziałam u mojego chłopaka w domu. Byliśmy sami. Jego rodzice w pracy, Jazzy i Jaxon w przedszkolu, Eleanor poszła na cmentarz. Zostaliśmy tylko my, a ostanio zdarza się to coraz rzadziej.
Szykowaliśmy obiad w kuchni. Kolejny wymysł Justina...
Gdy poczęstunek był gotowy, wzięliśmy swoją porcję i udaliśmy się do jego pokoju. Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy konsumować. Tacy już byliśmy, byle nie przy stole.
Nie zabrakło oczywiście docinek, żartów, pocałunków. On jest wspaniały, wyjątkowy, dobry i romantyczny. Gdyby nie on, po depresji Vanessy, sama bym oszalała z samotności ...
Gdy skończylismy, położył mnie na łóżku i zaczął całować, zaczynając od czubka mojej głowy, po usta, szyję i ramiona. Zaczynało robić się coraz ciekawiej kiedy zadwonił mój telefon.
Oboje w tym samym czasie wydaliśmy z siebie ten sam dzwięk "ugh" mówiący "boże czemu akurat teraz?"
Chciałam wstać i odebrać gdy ręcę Justina wokół mojej tali mnie zatrzymały.
- Kochanie muszę odebrać. - powiedziałam smutno.
- Nie musisz. -  odparł swoim uwodzicielskim głosem. Na co przewróciłam czami.
- A co jeśli to coś ważnego ? - popatrzyłam na niego wzrokiem "po tem ty bierzesz wszystko na swoją odpowiedzialność" co go przekonało i postanowił mi dać wolną wolę.
Wstałam szybko i podeszłam do pułki na której znajdował się mój iphone. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie chłopaka z napisem "Louis".
Uśmiechnęłam się mimowolnie, pod nosem. Był świetnym kolegom. Najlepszym przyjacielem Zayna. Wesoły, żartowniś, optymista.. po śmierci kumpla zamknięty w sobie ale nadal nie pokonujący w tym samej Van która biła rekordy wszystkiego.
Podniosłam sprzęt, przeciągnełam kciukiem po ekranie i przyłożyłam do ucha.
- No co tam ? Stęskniłeś się ? - zaśmiałam się do słuchawki, puszczając przy tym oczko Justinowi.
Uwielbiałam go denerowować, i te momenty kiedy był o mnie zazdrosny. Komedia, jak dla mnie bo nikt oprócz niego się dla mnie nie liczył.
Wracając do tego co chciał mi powiedzieć chłopak skupiłam całą swoją uwagę na jego słowach i od razu posmutniałam. Był poważny, jak nigdy. Ostatnio tak mówił na pogrzebie naszego przyjaciela. Teraz też nie miał dla mnie dobrych wiadomości ...

___________________________________________________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM... NIE WIEM CO MOGĘ JESZCZE POWIEDZIEĆ ;C
MOŻECIE MNIE ZNIENAWIDZIĆ ALE NA SERIO NIE MIAŁAM CZASU... JUŻ TYLE CZEKACIE ŻE PISAŁAM TO TAK SZYBKO ŻE AŻ BEZNADZIEJNE Z TEGO WSZYSTKIEGO ...
PRZEPRASZAM .... WYBACZCIE !







wtorek, 19 marca 2013

Rozdział II - It hurts

PIOSENKA

"Są cztery rzeczy których nie można cofnąć: Kamień który został rzucony, słowo, które zostało wypowiedziane, okazja której się nie wykorzystało i czas, który przeminął"

Z przemyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Jak oparzona wstałam z podłogi przytrzymując się przy tym o wannę. Moja koordynacja ruchowa została wystawiona na próbę.
- Hej. siostrzyczko. Jesteś tam ? - usłyszałam za drzwiami głos Liama.
Spojrzałam na siebie z góry na dół by sprawdzić czy jestem w stanie pokazać się tak mojemu bratu.
Nie było najgorzej, ale promiennością też nie świeciłam. Otrzepałam się jakbym na ciuchach miała niewidziany pył i przekręciłam klucz w zamku.
- Taaa, jestem i żyję. - powiedziałam sarkastycznie i minęłam go by z powrotem znaleźć się w swoim pokoju. Bo kto jak to, ale on był najbardziej przewrażliwiony na moje długie przesiadywanie w toalecie. Co było nie mniej dziwne dlatego że był tylko przyrodnim bratem, ale mnie traktował jak rodzoną siostrę.
- Co tam robiłaś ? - zapytał zaniepokojony.
- A wiesz to co zwykle... żyletka moja przyjaciółka. - wzruszyłam ramionami. To się nie zmieniło. Lubiłam go nadal denerwować i to nawet w takich poważnych sprawach.
Na jego twarzy pojawił się szok i strach. Szybkim krokiem podszedł do mnie, złapał za nadgarstek i odetchnął z ulga.
- Van. To wcale nie jest zabawne. - ton jego głosu stał się bardziej poważny i surowy.
- Hah, przecież ja już nie jestem zabawna. Zapomniałeś ? Kiedyś tak. Teraz już nie.
- Proszę cię. Przecież może wrócić moja stara siostra. Dawno już jej nie wiedziałem.
- I już nie zobaczysz. - przerwałam stanowczo.
Patrzył się na mnie zdezorientowany, a ja udawałam że szukam czegoś w szafie.
- Spotkałam się na dole z Seleną. Była smutna i płakała. Co jej tym razem powiedziałaś ? - zapytał zmieniając temat. Nie było mi to na rękę.
- Prawdę. - skwitowałam.
- To znaczy, że ma wypierdalać z twojego życia na zawsze ? Że ją nienawidzisz ? Że kłamie ? - zaczął wymieniać.
Nie wytrzymałam. Moja ręka sama, mimowolnie podniosła się do góry na wysokość jego twarzy i uderzyłam go w policzek wewnętrzną stroną dłoni. Mocno. Nie było to planowane. Nie miałam takiego zamiaru. Stało się.
Zobaczyłam jego zaróżowiony policzek i ocknęłam się. "Boże co ja zrobiłam?" ta myśl krążyła w mojej głowię i nie dawała mi spokoju. Uderzyłam go pierwszy raz w życiu. Osobę która oddałaby za mnie życie. Spojrzałam na niego. Przysięgam wam, żadna z was nie chciałaby żeby brat tak się na nią patrzył. Nie wiedziałam co mogę odczytać z jego twarzy, ale na pewno to było zawiedzenie.
- Przepraszam Liam. Ja .... Nie ... yyy.. - język mi się plątał.
- Co się z tobą dzieję ? - wykrzyczał. Teraz to mnie zamurowało. Z reguły był spokojną osobą i ciężko go było wywrócić z równowagi.
- Selena, mama, mają rację, już dawno powinnaś mieć zamknięte leczenie. - stwierdził.
Nie powiem zabolało. Nie miałam pojęcia że własna rodzina tak o mnie myśli. Aż tak bardzo się stoczyłam ?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zauważył to więc tylko pokręcił głową i sekundę później wyszedł z mojego pokoju.
Stałam w tym miejscu jeszcze z dobre 10 minut. Przyłożyłam rękę do szyi i poczułam coś dziwnego. Była goła. Nie miałam wisiorka. Ta myśl była jeszcze bardziej przerażająca. Zapomniałam o sytuacji sprzed paru minut. Była to bowiem jedna z niewielu pamiątek po nim. Dał mi go na 18 urodziny.

- Cześć kochanie. - przywitał się ze mną całusem w policzek.
Jak zwykle wyglądał nie nagannie, czarne rurki, biały t-shirt a na to biało, czarno czerwona koszula w kratę i conversy.
- Hej skarbie. - odpowiedziałam obejmując go za szyję i tuląc jak najbardziej się da. Gdy po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie. Zapytałam:
- Czemu kazałeś mi tu przyjść ? Przecież widzimy się wieczorem u mnie w domu.
- Tak wiem. Twoim rodzicom udało się ciebie przekonać na imprezę. Cud. - wzniósł oczy do góry.
Dałam mu kuksańca w bok, na co ten odskoczył  ode mnie o parę metrów.
- Za co to ? - zapytał z niedowierzaniem.
- Za nabijanie się z własnej dziewczyny. - stałam z założonym rękoma i udawałam obrażoną.
Musiało to komicznie wyglądać bo zaczął się śmiać i ponownie stanął obok mnie.
- Ej, tylko bez żadnych fochów. Taka piękna dziewczyna jak ty nie powinna być w takim nastroju szczególnie w dniu swoich urodzin. - odparł obejmując mnie w pasie.
Nie umiałam się na niego obrażać. Nawet udawać. Był cudowny w każdej postaci więc odwzajemniłam gest.
- No to co teraz mi powiesz czemu mnie tu ściągnąłeś ?
- Chodzi o to że masz urodziny i z tej okazji chciałem ci coś dać. - wyznał.
- Przecież cię prosiłam że nie chcę żadnych prezentów. Zero wydawania na mnie kasy. - moja mina przyjęła poważną postać.
- Tak, pamiętam to więc za to nic nie zapłaciłem. - zainteresował mnie.
- Więc co to jest ? - zapytałam, po dłuższej chwili kiedy zdawało mi się że już zapomniał o czym rozmawiamy.
Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i po chwili moim oczom ukazało się czarne, podłużne pudełeczko z srebrną wstążką.
- Chciałem ci to podarować dawno temu, ale czekałem na odpowiedni moment i stwierdziłem że taki chyba już nie nadejdzie, a nie mogłem to zrobić u ciebie w domu na imprezie bo chciałem żebyśmy byli sami i to dokładnie w tym miejscu.
Wcale mnie to nie zdziwiło. Taki był. Gdy chodziło o coś poważnego nie znosił tłumu. Tylko ja i on. Nikt więcej. Bowiem takim wydarzeniom towarzyszyło wiele emocji, które chciał żebyśmy pamiętali tylko my oboje. Uważałam to za bardzo romantyczne. Byliśmy tylko my, nikt inny się nie liczył.
A fakt że staliśmy w tym miejscu sprawiał że czułam się jeszcze bardziej zaintrygowana, podniecona, rozchwiana a po moim ciele przeszedł dreszcz. Bowiem byliśmy na przedmieściach Holmes Chapel, obok jeziora które co o tyle było zaniedbane ani nie wzbudzało jakiegokolwiek zainteresowania wśród mieszkańców dlatego nikt się tu nie zapuszczał co o tyle to było nasze miejsce. Nasza oaza. To tutaj potrafiliśmy przesiedzieć parę godzin rozmawiając o niczym, to tutaj przychodziliśmy gdy któreś z nas pokłóciło się z rodzicem i to tutaj miało miejsce najważniejsze wydarzenie w naszym życiu. I nikt o tym nie wiedział. Zawsze się głowili gdzie chodzimy, lecz nikt na to nie wpadł, i do dziś tak jest. Było tylko nasze i niczyje więcej.
- Co to ? - zapytałam z iskierkami w oczach.
- Otwórz - i podał mi opakowanie. 
Podniosłam wieczko do góry i ujrzałam piękny srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serca i wygrawerowanymi naszymi inicjałami z dopiskiem "FOREVER TOGETHER".
Moje oczy się zaszkliły a po policzku spłynęła łza.
- Tylko mi tu nie płacz, kochanie. - powiedział z żalem w głosie.
- To jest cudowne, dziękuję. - wyszlochałam i dałam mu szybkiego całusa w usta.
- Nie ma za co. - chciałam już coś powiedzieć ale mi przerwał. - Należał do mojej prababci. - wskazał na prezent. - Potem ona dała go swojej córce czyli mojej babci, a ona mi. Gdy mi go przekazała powiedziała żebym go dał osobie z którą będę chciał spędzić resztę życia.
Zatkało mnie. Stałam tam z rozdziawioną buzią i nie wiedziałam co powiedzieć. Mój płacz przybrał na sile.
- Brak mi słów. - w końcu zmusiłam swoją krtań to wypowiedzenia choć trzech słów.
- Nie musisz. Słowa tu się teraz nie liczą. - i posłał mi swój znany, zniewalający uśmiech. - Daj, założę ci go. - przechwytując ode mnie to cudeńko, odwróciłam się do niego plecami a on z wielką precyzją w dłoniach jakby robił już to z milion razy zaczepił mi go na szyi.
Gdy z powrotem stanęłam przodem do niego stał uśmiechnięty od ucha do ucha dumny z siebie tego co właśnie się stało.
- No co ? - zapytałam zirytowana.
- Teraz już jesteś tylko moja. - wyszeptał mi do ucha.
- Jestem twoja od zawsze. - zaprzeczyłam.
- Tak, ale to jest takie oficjale. - po czym złapał mnie za dłoń i skierowaliśmy się z powrotem do domu.

Zdesperowana zaczęłam przeszukiwać cały pokój. Zaczęłam od łóżka, potem półki nocnej, biurka szafy i kończąc na parapecie. Nic.
Nie, nie, nie. Powtarzałam sobie. Muszę go znaleźć. Musi gdzieś tu być. Trwało to już z godzinę. a moja praca nie przynosiła rezultatów.
Próbowałam w łazience. Na marne. W końcu zmęczona usiadłam na podłodze i oparłam się o jedną ze ścian. Chciałam już dać upust moim emocjom kiedyś coś błyszczącego zwróciło moją uwagę. Coś leżało pod moim łóżkiem. Zbliżyłam się i ostrożnie, włożyłam rękę. Po chwili w dłoni trzymałam moją zgubę, ale to nie wszystko. Było jeszcze coś białego. Nachyliłam się ponownie i wyciągnęłam kopertę.
Była zaadresowana do mnie, lecz nigdy wcześniej nie widziałam jej na oczy.
Rozdarłam papier w odpowiednim miejscu i moim oczom ukazał się list. Krótki ale jednak.
Zaczęłam czytać...

"Nie wiem kiedy to przeczytasz. Nigdy w końcu nie sprzątasz pod łóżkiem (uśmiechnęłam się). Dlatego właśnie to miejsce wybrałem na schowanie tego listu. Lecz wiem kiedy by to nie było, kocham cię. Zawsze będę cię kochał i chcę byś o tym pamiętała. Teraz pewnie zadajesz sobie pytanie czemu to w ogóle napisałem skoro mówię ci to codziennie. Ja ci odpowiem by przetrwało. Los potrafi być okrutny i nigdy nie wiemy co nas w życiu czeka. Nic nie wskazuję na to by nasze szczęście się skończyło, ale ja czuje nieodpartą ochotę wylać to na papier, byś kiedyś, kiedy mnie już nie będzie a ty będziesz sama. Tak tu pojawia się mój znany pesymizm. Pamiętała ile dla mnie znaczysz. A znaczysz wszystko i wiem że to głupie ale  najzwyczajniej w świecie nie potrafiłbym bez ciebie żyć. 
Nie wiem ile czasu minie od napisania tego do momentu kiedy to znajdziesz, ale zgaduję że mnie już nie ma, więc pamiętaj ... kocham cię. xx

Twój na zawsze.  Zayn.

Szczerze ? Jest mi już wszystko jedno. Nie da się opisać co czuje. Łzy płyną strumieniami a ja nie jestem w stanie tego pohamować. Tule kartkę papieru do siebie jakbyś to był ty. Jeśli wszyscy myśleli że tracę rozum, to co będzie teraz po przeczytaniu tego? 
Tylko skąd wiedziałeś że .... Nie. To był tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Na pewno. Nie da się tego inaczej, racjonalnie wytłumaczyć. Włączyłam wierze która stała obok by zagłuszyć myśli. Jak na złość leciała nasza piosenka. Tak ta która słuchaliśmy za każdym razem gdy się spotykaliśmy.






Trochę nie ogarniam tego, co właściwie dzieję się dookoła mnie. Siedzę wsłuchana w Twoją muzykę. W chwili obecnej mam wrażenie, że nikt nie potrafi mi pomóc. Nikt nie daje mi takiej odpowiedzi, jakiej oczekuję. Nikt nie potrafi wstrzelić się w klucz, który bez wątpienia przemówiłby do mnie i pozwolił spojrzeć na to z troszeczkę innej perspektywy, o ile ta moja nie jest w tym przypadku najodpowiedniejsza. Przecież to wszystko nie ma sensu! Każda chwila przepełniona jest Tobą, przez głowę nie przechodzą mi inne obrazy. Jedynie mama spełnia w tej chwili moje prośby- wielkie dzięki za zamknięcie drzwi. Najchętniej uciekłabym, zostawiając wszystko za sobą, sama, lub z Tobą. Na drugą opcję, na tę chwilę najbardziej absurdalną, patrzę bardziej przychylnym wzrokiem. Głośniki co rusz wymawiają na głos myśli kłębiące się w mojej głowie. Piosenki tak idealnie oddają aktualny nastrój i to, co chciałabym Ci przekazać. I znów się zaczyna, łzy po raz kolejny napływają mi do oczu. Nieznośna bezradność, podkreślająca moją niemoc na każdym kroku. W tym momencie jestem sama, kompletnie, niezaprzeczalnie samotna, nie mająca do kogo się odezwać, uwięziona w domu, w pokoju, w którym aż roi się od wspomnień. Jestem głupia, nie potrafię się od nich uwolnić, a co najważniejsze- nie chcę. Rzeczy otaczające mnie, czy to zwykła piosenka, przedmiot, ubrania lub najbardziej sentymentalne zdjęcia, schowane w tym momencie pod bandaną, która tak przy okazji już dawno powinnam oddać mojej starej przyjaciółce, są jedynym portalem, dzięki któremu wciąż czuję Twoją obecność. ‘You are love of my life’ – słowa, które teraz słyszę, przypadek?- nie wydaje mi się. Nie wierzę i już, wszystko przypisuję przeznaczeniu. Co ma być, to będzie, ufam temu, mając nadzieję, że i tym razem się nie zawiodę. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało. Widuję Cię w snach. Pustka rozsadza mnie od środka. Jesteśmy tak blisko, a zarazem tak daleko. Spoglądamy na siebie równocześnie i równie utęsknionym wzrokiem, nie mogąc poczuć wzajemnego ciepła skóry. Pocałunków brakuje najbardziej, bez wątpienia. Na dalszej pozycji plasuje się przytulenie. Po ciężkim dniu, jedyne czego było mi potrzeba, to zatonąć w uścisku Twoich silnych ramion. Odprężało niesamowicie,  pozwoliło uciec od problemów. Uśmiech działał kojąco. Jeden gest, jedno spojrzenie, które dziś wydaje się tak ogromnie trudne, bolesne. Nie trzeba wiele. Serce boli i rozrywa od środka na myśl o dniu jutrzejszym. Kolejnym bez ciebie. Rozum nie pozwala, zwraca nas w kierunku bezsilności, zostawiając przyszłość w rękach losu Jednak, czy to nie zbyt wiele? Serce pozostaje głuche na jego wołanie, nieustannie dając wewnętrzne znaki. Przyspieszając, dotychczas miarowe, bicie serca na widok utraconego ukochanego. Obecna sytuacja widocznie odbija się na mojej psychice. Nie potrafię wykrzesać z siebie ani grama entuzjazmu.


Wiem jednak co muszę zrobić. Sięgnęłam po czyste kartki które, leżały na blacie i zaczęłam pisać. Po paru minutach skończyłam. Położyłam jedną z nich  w widocznym miejscu a drugą schowałam do torebki  i podeszłam do garderoby.
Wybrałam moje ulubione ciuchy. Szare jeansy i czarną bluzkę na ramiączkach i japonki. Gdy tylko je założyłam skierowałam się do łazienki by zrobić makijaż który się nie pojawiał na mojej twarzy od bardzo dawna, oraz związałam włosy w niedbałego koka . Przelotnie spojrzałam na naszą fotografię i opuściłam mój pokój.

Tak rzadko to robiłam że dom wydawał się teraz obcy. Nie przejęłam się jednak tym. Cicho zeszłam ze schodów z nadzieją że na nikogo nie wpadnę. To znaczy moją mamę lub brata bo siostra pewnie jak zawsze siedzi na tt i obczaja co robią jej idole, a tato ? Ojciec nas zostawił, dosyć niedawno, ale zdążyłam o nim zapomnieć.
Moje modlitwy nie zostały wysłuchane gdyż w kuchni oparci o blat zawzięcie rozmawiali moja mama z Liamem.
Gdy mnie zobaczyli w takim wydaniu wydawali się jakby zobaczyli ducha. Patrzyłam na nich jak na idiotów. Żaden z nich nie miał zamiaru wypowiedzieć słowa więc ja to zrobiłam za nich.
- Wychodzę. - spojrzałam na zegarek była 13.22. w zwyczaju obiad był u nas między 14 a 15, więc dodałam. - Nie czekajcie na mnie z obiadem bo nie wrócę. Pa. - i skierowałam się w stronę drzwi gdy głos matki mnie zatrzymał.
- Gdzie idziesz ? - w jej głosie była słyszalna nadmierna troska.
Obróciłam się w jej stronę. Zrobiło mi się jej żal, tak samo rodzeństwa. Nie zasłużyli sobie na to.
- Daleko stąd. - posłałam im uśmiech by się uspokoili  - Kocham was. - i wyszłam na świeże powietrze które całkowicie mnie ogarnęło.
Szłam uliczkami mojego miasta. Od razu tego żałowałam. Każda z nich wiązała się wspomnieniami. Dosłownie. Na tej ulicy mu powiedziałam że mi zależy, na tej się mieliśmy wypadek rowerowy jako małe dzieci, zaś na kolejnej się pokłóciliśmy o bzdety. Fala smutku ogarnęła mnie ponownie ze zdwojoną siłą, jeśli mogłam zrobić coś co bym potem żałowałam, właśnie to zrobiłam.
Ludzie których mijałam na ulicy patrzyli na mnie inaczej niż zwykle, tak dziwnie. Bo w końcu to małe miasteczko i każdy się tu zna. Rozglądali się za mną jakbym była czymś niezwykłym, gwiazdą, na prawdę nie wiem jak to ująć. Jedna pani wyleciała prawie z okna bo nie mogła wyjść z otępiałego szoku, inny pan opuścił gazetę z piciem a chłopak na rolkach się zagapił i wyrżnął na krawężniku.
Miałam okulary które mnie kamuflowały, nie za bardzo ale jednak. Lecz jak widać i to nie pomogło.
Nie chciałam być wydarzeniem dniem. baaa, można nawet powiedzieć roku. Już wyobrażam to sobie jak każdy do siebie mówi: "Córka pani Hudgens wyszła z domu po śmierci swojego chłopaka". Zdecydowanie należał mi się oskar.
W końcu nie wytrzymałam, spojrzałam na nich i krzyknęłam:
- Przestaniecie się na mnie gapić? Co ja jestem królową Elżbietą? Chyba już mnie kiedyś widzieliście. - a wtedy każdy z nich wrócił do swojego zajęci sprzed chwili. Ja zaś podążyłam tylko w mi znanym kierunku ....

_________________________________________________________



PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM ! :C
Przepraszam, że dopiero teraz, ale szkoła, problemy bff, rekolekcje, i Bóg wie co jeszcze -,-
Mam nadzieję że mi wybaczycie :)
Jeśli chodzi o mnie to taki średni. Mogłam się postarać lepiej ale wena nie przychodzi na zawołanie niestety!
Dziękuję za 22 obserwatorów, 42 komentarze i ponad 1410 wyświetleń! *.* Jesteście najlepsi .....
KOCHAM WAS ;**
btw. zaskoczeni tym kto nie żyję ? :D
PROSZĘ KOMENTUJCIE BO TO BARDZO MOTYWUJĘ ! #LOVE