"Są cztery rzeczy których nie można cofnąć: Kamień który został rzucony, słowo, które zostało wypowiedziane, okazja której się nie wykorzystało i czas, który przeminął"
Z przemyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Jak oparzona wstałam z podłogi przytrzymując się przy tym o wannę. Moja koordynacja ruchowa została wystawiona na próbę.
- Hej. siostrzyczko. Jesteś tam ? - usłyszałam za drzwiami głos Liama.
Spojrzałam na siebie z góry na dół by sprawdzić czy jestem w stanie pokazać się tak mojemu bratu.
Nie było najgorzej, ale promiennością też nie świeciłam. Otrzepałam się jakbym na ciuchach miała niewidziany pył i przekręciłam klucz w zamku.
- Taaa, jestem i żyję. - powiedziałam sarkastycznie i minęłam go by z powrotem znaleźć się w swoim pokoju. Bo kto jak to, ale on był najbardziej przewrażliwiony na moje długie przesiadywanie w toalecie. Co było nie mniej dziwne dlatego że był tylko przyrodnim bratem, ale mnie traktował jak rodzoną siostrę.
- Co tam robiłaś ? - zapytał zaniepokojony.
- A wiesz to co zwykle... żyletka moja przyjaciółka. - wzruszyłam ramionami. To się nie zmieniło. Lubiłam go nadal denerwować i to nawet w takich poważnych sprawach.
Na jego twarzy pojawił się szok i strach. Szybkim krokiem podszedł do mnie, złapał za nadgarstek i odetchnął z ulga.
- Van. To wcale nie jest zabawne. - ton jego głosu stał się bardziej poważny i surowy.
- Hah, przecież ja już nie jestem zabawna. Zapomniałeś ? Kiedyś tak. Teraz już nie.
- Proszę cię. Przecież może wrócić moja stara siostra. Dawno już jej nie wiedziałem.
- I już nie zobaczysz. - przerwałam stanowczo.
Patrzył się na mnie zdezorientowany, a ja udawałam że szukam czegoś w szafie.
- Spotkałam się na dole z Seleną. Była smutna i płakała. Co jej tym razem powiedziałaś ? - zapytał zmieniając temat. Nie było mi to na rękę.
- Prawdę. - skwitowałam.
- To znaczy, że ma wypierdalać z twojego życia na zawsze ? Że ją nienawidzisz ? Że kłamie ? - zaczął wymieniać.
Nie wytrzymałam. Moja ręka sama, mimowolnie podniosła się do góry na wysokość jego twarzy i uderzyłam go w policzek wewnętrzną stroną dłoni. Mocno. Nie było to planowane. Nie miałam takiego zamiaru. Stało się.
Zobaczyłam jego zaróżowiony policzek i ocknęłam się. "Boże co ja zrobiłam?" ta myśl krążyła w mojej głowię i nie dawała mi spokoju. Uderzyłam go pierwszy raz w życiu. Osobę która oddałaby za mnie życie. Spojrzałam na niego. Przysięgam wam, żadna z was nie chciałaby żeby brat tak się na nią patrzył. Nie wiedziałam co mogę odczytać z jego twarzy, ale na pewno to było zawiedzenie.
- Przepraszam Liam. Ja .... Nie ... yyy.. - język mi się plątał.
- Co się z tobą dzieję ? - wykrzyczał. Teraz to mnie zamurowało. Z reguły był spokojną osobą i ciężko go było wywrócić z równowagi.
- Selena, mama, mają rację, już dawno powinnaś mieć zamknięte leczenie. - stwierdził.
Nie powiem zabolało. Nie miałam pojęcia że własna rodzina tak o mnie myśli. Aż tak bardzo się stoczyłam ?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zauważył to więc tylko pokręcił głową i sekundę później wyszedł z mojego pokoju.
Stałam w tym miejscu jeszcze z dobre 10 minut. Przyłożyłam rękę do szyi i poczułam coś dziwnego. Była goła. Nie miałam wisiorka. Ta myśl była jeszcze bardziej przerażająca. Zapomniałam o sytuacji sprzed paru minut. Była to bowiem jedna z niewielu pamiątek po nim. Dał mi go na 18 urodziny.
- Cześć kochanie. - przywitał się ze mną całusem w policzek.
Jak zwykle wyglądał nie nagannie, czarne rurki, biały t-shirt a na to biało, czarno czerwona koszula w kratę i conversy.
- Hej skarbie. - odpowiedziałam obejmując go za szyję i tuląc jak najbardziej się da. Gdy po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie. Zapytałam:
- Czemu kazałeś mi tu przyjść ? Przecież widzimy się wieczorem u mnie w domu.
- Tak wiem. Twoim rodzicom udało się ciebie przekonać na imprezę. Cud. - wzniósł oczy do góry.
Dałam mu kuksańca w bok, na co ten odskoczył ode mnie o parę metrów.
- Za co to ? - zapytał z niedowierzaniem.
- Za nabijanie się z własnej dziewczyny. - stałam z założonym rękoma i udawałam obrażoną.
Musiało to komicznie wyglądać bo zaczął się śmiać i ponownie stanął obok mnie.
- Ej, tylko bez żadnych fochów. Taka piękna dziewczyna jak ty nie powinna być w takim nastroju szczególnie w dniu swoich urodzin. - odparł obejmując mnie w pasie.
Nie umiałam się na niego obrażać. Nawet udawać. Był cudowny w każdej postaci więc odwzajemniłam gest.
- No to co teraz mi powiesz czemu mnie tu ściągnąłeś ?
- Chodzi o to że masz urodziny i z tej okazji chciałem ci coś dać. - wyznał.
- Przecież cię prosiłam że nie chcę żadnych prezentów. Zero wydawania na mnie kasy. - moja mina przyjęła poważną postać.
- Tak, pamiętam to więc za to nic nie zapłaciłem. - zainteresował mnie.
- Więc co to jest ? - zapytałam, po dłuższej chwili kiedy zdawało mi się że już zapomniał o czym rozmawiamy.
Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i po chwili moim oczom ukazało się czarne, podłużne pudełeczko z srebrną wstążką.
- Chciałem ci to podarować dawno temu, ale czekałem na odpowiedni moment i stwierdziłem że taki chyba już nie nadejdzie, a nie mogłem to zrobić u ciebie w domu na imprezie bo chciałem żebyśmy byli sami i to dokładnie w tym miejscu.
Wcale mnie to nie zdziwiło. Taki był. Gdy chodziło o coś poważnego nie znosił tłumu. Tylko ja i on. Nikt więcej. Bowiem takim wydarzeniom towarzyszyło wiele emocji, które chciał żebyśmy pamiętali tylko my oboje. Uważałam to za bardzo romantyczne. Byliśmy tylko my, nikt inny się nie liczył.
A fakt że staliśmy w tym miejscu sprawiał że czułam się jeszcze bardziej zaintrygowana, podniecona, rozchwiana a po moim ciele przeszedł dreszcz. Bowiem byliśmy na przedmieściach Holmes Chapel, obok jeziora które co o tyle było zaniedbane ani nie wzbudzało jakiegokolwiek zainteresowania wśród mieszkańców dlatego nikt się tu nie zapuszczał co o tyle to było nasze miejsce. Nasza oaza. To tutaj potrafiliśmy przesiedzieć parę godzin rozmawiając o niczym, to tutaj przychodziliśmy gdy któreś z nas pokłóciło się z rodzicem i to tutaj miało miejsce najważniejsze wydarzenie w naszym życiu. I nikt o tym nie wiedział. Zawsze się głowili gdzie chodzimy, lecz nikt na to nie wpadł, i do dziś tak jest. Było tylko nasze i niczyje więcej.
- Co to ? - zapytałam z iskierkami w oczach.
- Otwórz - i podał mi opakowanie.
Podniosłam wieczko do góry i ujrzałam piękny srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serca i wygrawerowanymi naszymi inicjałami z dopiskiem "FOREVER TOGETHER".
Moje oczy się zaszkliły a po policzku spłynęła łza.
- Tylko mi tu nie płacz, kochanie. - powiedział z żalem w głosie.
- To jest cudowne, dziękuję. - wyszlochałam i dałam mu szybkiego całusa w usta.
- Nie ma za co. - chciałam już coś powiedzieć ale mi przerwał. - Należał do mojej prababci. - wskazał na prezent. - Potem ona dała go swojej córce czyli mojej babci, a ona mi. Gdy mi go przekazała powiedziała żebym go dał osobie z którą będę chciał spędzić resztę życia.
Zatkało mnie. Stałam tam z rozdziawioną buzią i nie wiedziałam co powiedzieć. Mój płacz przybrał na sile.
- Brak mi słów. - w końcu zmusiłam swoją krtań to wypowiedzenia choć trzech słów.
- Nie musisz. Słowa tu się teraz nie liczą. - i posłał mi swój znany, zniewalający uśmiech. - Daj, założę ci go. - przechwytując ode mnie to cudeńko, odwróciłam się do niego plecami a on z wielką precyzją w dłoniach jakby robił już to z milion razy zaczepił mi go na szyi.
Gdy z powrotem stanęłam przodem do niego stał uśmiechnięty od ucha do ucha dumny z siebie tego co właśnie się stało.
- No co ? - zapytałam zirytowana.
- Teraz już jesteś tylko moja. - wyszeptał mi do ucha.
- Jestem twoja od zawsze. - zaprzeczyłam.
- Tak, ale to jest takie oficjale. - po czym złapał mnie za dłoń i skierowaliśmy się z powrotem do domu.
Zdesperowana zaczęłam przeszukiwać cały pokój. Zaczęłam od łóżka, potem półki nocnej, biurka szafy i kończąc na parapecie. Nic.
Nie, nie, nie. Powtarzałam sobie. Muszę go znaleźć. Musi gdzieś tu być. Trwało to już z godzinę. a moja praca nie przynosiła rezultatów.
Próbowałam w łazience. Na marne. W końcu zmęczona usiadłam na podłodze i oparłam się o jedną ze ścian. Chciałam już dać upust moim emocjom kiedyś coś błyszczącego zwróciło moją uwagę. Coś leżało pod moim łóżkiem. Zbliżyłam się i ostrożnie, włożyłam rękę. Po chwili w dłoni trzymałam moją zgubę, ale to nie wszystko. Było jeszcze coś białego. Nachyliłam się ponownie i wyciągnęłam kopertę.
Była zaadresowana do mnie, lecz nigdy wcześniej nie widziałam jej na oczy.
Rozdarłam papier w odpowiednim miejscu i moim oczom ukazał się list. Krótki ale jednak.
Zaczęłam czytać...
"Nie wiem kiedy to przeczytasz. Nigdy w końcu nie sprzątasz pod łóżkiem (uśmiechnęłam się). Dlatego właśnie to miejsce wybrałem na schowanie tego listu. Lecz wiem kiedy by to nie było, kocham cię. Zawsze będę cię kochał i chcę byś o tym pamiętała. Teraz pewnie zadajesz sobie pytanie czemu to w ogóle napisałem skoro mówię ci to codziennie. Ja ci odpowiem by przetrwało. Los potrafi być okrutny i nigdy nie wiemy co nas w życiu czeka. Nic nie wskazuję na to by nasze szczęście się skończyło, ale ja czuje nieodpartą ochotę wylać to na papier, byś kiedyś, kiedy mnie już nie będzie a ty będziesz sama. Tak tu pojawia się mój znany pesymizm. Pamiętała ile dla mnie znaczysz. A znaczysz wszystko i wiem że to głupie ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłbym bez ciebie żyć.
Nie wiem ile czasu minie od napisania tego do momentu kiedy to znajdziesz, ale zgaduję że mnie już nie ma, więc pamiętaj ... kocham cię. xx
Twój na zawsze. Zayn.
Szczerze ? Jest mi już wszystko jedno. Nie da się opisać co czuje. Łzy płyną strumieniami a ja nie jestem w stanie tego pohamować. Tule kartkę papieru do siebie jakbyś to był ty. Jeśli wszyscy myśleli że tracę rozum, to co będzie teraz po przeczytaniu tego?
Tylko skąd wiedziałeś że .... Nie. To był tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Na pewno. Nie da się tego inaczej, racjonalnie wytłumaczyć. Włączyłam wierze która stała obok by zagłuszyć myśli. Jak na złość leciała nasza piosenka. Tak ta która słuchaliśmy za każdym razem gdy się spotykaliśmy.
Trochę nie ogarniam tego, co właściwie dzieję się dookoła mnie. Siedzę wsłuchana w Twoją muzykę. W chwili obecnej mam wrażenie, że nikt nie potrafi mi pomóc. Nikt nie daje mi takiej odpowiedzi, jakiej oczekuję. Nikt nie potrafi wstrzelić się w klucz, który bez wątpienia przemówiłby do mnie i pozwolił spojrzeć na to z troszeczkę innej perspektywy, o ile ta moja nie jest w tym przypadku najodpowiedniejsza. Przecież to wszystko nie ma sensu! Każda chwila przepełniona jest Tobą, przez głowę nie przechodzą mi inne obrazy. Jedynie mama spełnia w tej chwili moje prośby- wielkie dzięki za zamknięcie drzwi. Najchętniej uciekłabym, zostawiając wszystko za sobą, sama, lub z Tobą. Na drugą opcję, na tę chwilę najbardziej absurdalną, patrzę bardziej przychylnym wzrokiem. Głośniki co rusz wymawiają na głos myśli kłębiące się w mojej głowie. Piosenki tak idealnie oddają aktualny nastrój i to, co chciałabym Ci przekazać. I znów się zaczyna, łzy po raz kolejny napływają mi do oczu. Nieznośna bezradność, podkreślająca moją niemoc na każdym kroku. W tym momencie jestem sama, kompletnie, niezaprzeczalnie samotna, nie mająca do kogo się odezwać, uwięziona w domu, w pokoju, w którym aż roi się od wspomnień. Jestem głupia, nie potrafię się od nich uwolnić, a co najważniejsze- nie chcę. Rzeczy otaczające mnie, czy to zwykła piosenka, przedmiot, ubrania lub najbardziej sentymentalne zdjęcia, schowane w tym momencie pod bandaną, która tak przy okazji już dawno powinnam oddać mojej starej przyjaciółce, są jedynym portalem, dzięki któremu wciąż czuję Twoją obecność. ‘You are love of my life’ – słowa, które teraz słyszę, przypadek?- nie wydaje mi się. Nie wierzę i już, wszystko przypisuję przeznaczeniu. Co ma być, to będzie, ufam temu, mając nadzieję, że i tym razem się nie zawiodę. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało. Widuję Cię w snach. Pustka rozsadza mnie od środka. Jesteśmy tak blisko, a zarazem tak daleko. Spoglądamy na siebie równocześnie i równie utęsknionym wzrokiem, nie mogąc poczuć wzajemnego ciepła skóry. Pocałunków brakuje najbardziej, bez wątpienia. Na dalszej pozycji plasuje się przytulenie. Po ciężkim dniu, jedyne czego było mi potrzeba, to zatonąć w uścisku Twoich silnych ramion. Odprężało niesamowicie, pozwoliło uciec od problemów. Uśmiech działał kojąco. Jeden gest, jedno spojrzenie, które dziś wydaje się tak ogromnie trudne, bolesne. Nie trzeba wiele. Serce boli i rozrywa od środka na myśl o dniu jutrzejszym. Kolejnym bez ciebie. Rozum nie pozwala, zwraca nas w kierunku bezsilności, zostawiając przyszłość w rękach losu Jednak, czy to nie zbyt wiele? Serce pozostaje głuche na jego wołanie, nieustannie dając wewnętrzne znaki. Przyspieszając, dotychczas miarowe, bicie serca na widok utraconego ukochanego. Obecna sytuacja widocznie odbija się na mojej psychice. Nie potrafię wykrzesać z siebie ani grama entuzjazmu.
Wiem jednak co muszę zrobić. Sięgnęłam po czyste kartki które, leżały na blacie i zaczęłam pisać. Po paru minutach skończyłam. Położyłam jedną z nich w widocznym miejscu a drugą schowałam do torebki i podeszłam do garderoby.
Wybrałam moje ulubione ciuchy. Szare jeansy i czarną bluzkę na ramiączkach i japonki. Gdy tylko je założyłam skierowałam się do łazienki by zrobić makijaż który się nie pojawiał na mojej twarzy od bardzo dawna, oraz związałam włosy w niedbałego koka . Przelotnie spojrzałam na naszą fotografię i opuściłam mój pokój.
Moje modlitwy nie zostały wysłuchane gdyż w kuchni oparci o blat zawzięcie rozmawiali moja mama z Liamem.
Gdy mnie zobaczyli w takim wydaniu wydawali się jakby zobaczyli ducha. Patrzyłam na nich jak na idiotów. Żaden z nich nie miał zamiaru wypowiedzieć słowa więc ja to zrobiłam za nich.
- Wychodzę. - spojrzałam na zegarek była 13.22. w zwyczaju obiad był u nas między 14 a 15, więc dodałam. - Nie czekajcie na mnie z obiadem bo nie wrócę. Pa. - i skierowałam się w stronę drzwi gdy głos matki mnie zatrzymał.
- Gdzie idziesz ? - w jej głosie była słyszalna nadmierna troska.
Obróciłam się w jej stronę. Zrobiło mi się jej żal, tak samo rodzeństwa. Nie zasłużyli sobie na to.
- Daleko stąd. - posłałam im uśmiech by się uspokoili - Kocham was. - i wyszłam na świeże powietrze które całkowicie mnie ogarnęło.
Szłam uliczkami mojego miasta. Od razu tego żałowałam. Każda z nich wiązała się wspomnieniami. Dosłownie. Na tej ulicy mu powiedziałam że mi zależy, na tej się mieliśmy wypadek rowerowy jako małe dzieci, zaś na kolejnej się pokłóciliśmy o bzdety. Fala smutku ogarnęła mnie ponownie ze zdwojoną siłą, jeśli mogłam zrobić coś co bym potem żałowałam, właśnie to zrobiłam.
Ludzie których mijałam na ulicy patrzyli na mnie inaczej niż zwykle, tak dziwnie. Bo w końcu to małe miasteczko i każdy się tu zna. Rozglądali się za mną jakbym była czymś niezwykłym, gwiazdą, na prawdę nie wiem jak to ująć. Jedna pani wyleciała prawie z okna bo nie mogła wyjść z otępiałego szoku, inny pan opuścił gazetę z piciem a chłopak na rolkach się zagapił i wyrżnął na krawężniku.
Miałam okulary które mnie kamuflowały, nie za bardzo ale jednak. Lecz jak widać i to nie pomogło.
Nie chciałam być wydarzeniem dniem. baaa, można nawet powiedzieć roku. Już wyobrażam to sobie jak każdy do siebie mówi: "Córka pani Hudgens wyszła z domu po śmierci swojego chłopaka". Zdecydowanie należał mi się oskar.
W końcu nie wytrzymałam, spojrzałam na nich i krzyknęłam:
- Przestaniecie się na mnie gapić? Co ja jestem królową Elżbietą? Chyba już mnie kiedyś widzieliście. - a wtedy każdy z nich wrócił do swojego zajęci sprzed chwili. Ja zaś podążyłam tylko w mi znanym kierunku ....
_________________________________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM ! :C
Przepraszam, że dopiero teraz, ale szkoła, problemy bff, rekolekcje, i Bóg wie co jeszcze -,-
Mam nadzieję że mi wybaczycie :)
Jeśli chodzi o mnie to taki średni. Mogłam się postarać lepiej ale wena nie przychodzi na zawołanie niestety!
Dziękuję za 22 obserwatorów, 42 komentarze i ponad 1410 wyświetleń! *.* Jesteście najlepsi .....
KOCHAM WAS ;**
btw. zaskoczeni tym kto nie żyję ? :D
PROSZĘ KOMENTUJCIE BO TO BARDZO MOTYWUJĘ ! #LOVE